Istniało
kiedyś imperium, które rządziło jedną czwartą światowej populacji i
zajmowało taką samo część powierzchni ziemi, dominując niemal na
wszystkich oceanach. Imperium Brytyjskie było największym imperium w
dziejach ludzkości, powstawało przez blisko 300 lat wskutek działalności
osadniczej, handlowej i podbojów terytorialnych monarchii brytyjskiej. W
momencie największego rozkwitu tereny zależne od Brytyjczyków
porozrzucane były na wszystkich kontynentach, przez co Imperium
Brytyjskie zyskało miano „imperium nigdy niezachodzącego słońca". To
wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie rzesze szalonych śmiałków,
którzy udawali się na podbój ówczesnego im świata pod powiewającą flagą
monarchii brytyjskiej, szukając gdzieś na odległych lądach lepszych
szans dla Brytanii, ale także dla siebie samych. Czy więc obecna wolta,
wynik referendum za wyjściem Wielkiej Brytanii ze struktur Unii
Europejskiej, jest także odważnym krokiem ku nieznanym i na pozór
niewidocznym możliwościom? A może Zjednoczone Królestwo, państwo
położone na wyspach, bądź co bądź nie będące częścią kontynentu
europejskiego, nigdy też nie wierzyło w koncepcję integracji narodów
Europy pod jedną flagą? Znamienne mogą być tutaj słowa, które w
1930 roku wypowiedział Winston Churchill, wielokrotnie uznany za
najwybitniejszego Brytyjczyka wszech czasów przez swych krajan.
Churchill stwierdził, a myślał zawsze niezwykle klarownie, niezależnie
czy był trzeźwy czy pijany, że „Brytania
jest z Europą, ale nie jest z Europy. Ma własne marzenia i cele". Czy
te słowa mogą być wskazówką ukazującą jak myśli statystyczny brytyjski wielbiciel
popołudniowej herbatki? Adam Zamoyski, brytyjski historyk polskiego
pochodzenia, którego książki czytam z zapartym tchem, twierdzi, że za
decyzją o opuszczeniu struktur UE nie stoi nostalgia za imperializmem,
lecz brak zgody na kształt jaki ma obecnie Unia Europejska. Nie zgodzę się z tym.
Każdy, kto miał styczność z brytyjską kulturą i życiem na Wyspach wie,
jak Brytyjczycy są przywiązani do swojej spuścizny narodowej. Jako dowód może służyć choćby fakt, że po dziś
dzień beneficjenci Imperium podróżują głównie do swoich byłych włości,
takich jak Australia, Nowa Zelandia, Kanada, Stany Zjednoczone i wiele
państw w Afryce, gdyż łączą ich z tymi miejscami więzy rodzinne i
najważniejsza pozostałość, mianowicie język angielski. Ponadto
Brytyjczycy niemal od zawsze byli orędownikami wolnego handlu, w którym odgrywali dominującą rolę dzięki swojej flocie morskiej i morskim
szlakom handlowym położonym z dala od Starego Kontynentu, tymczasem
pozostając w Unii Europejskiej musieli liczyć się, i co gorsze stosować,
normy prawne nałożone przez unijnych dygnitarzy. Jakie zatem będą
konsekwencje dla Brytyjczyków, gdy faktycznie opuszczą Unię Europejską?
Niezwykle trudno prognozować co wydarzy się w dalszej perspektywie,
jedynie odnośnie najbliższych lat można kreślić możliwe scenariusze. Na
wstępie ucierpi przede wszystkim brytyjska gospodarka, która zapewne
spowolni, choćby w wyniku mogących trwać nawet latami nowych negocjacji
handlowych. Rozmontowana zostanie polityka socjalna na Wyspach, czyli za
ryzykowną decyzję zapłacą jak zwykle najbiedniejsi. Może dojść nawet do
rozpadu samego Zjednoczonego Królestwa, gdy Szkoci i Irlandczycy z
Północy podważą swój związek z Londynem. Jednak to najbliższa
przyszłość, raptem kilka dekad, co będzie dalej? Przez setki lat
Brytyjczycy stosowali niezwykle skuteczną strategię osaczania i
wykrwawiania kolejnych mocarstw na Starym Kontynencie i okazywali się w
tym niezwykle skuteczni. Być może w świecie, gdzie coraz większe
znaczenie ma populistyczny nacjonalizm, Brytyjczycy jako pierwsi właśnie
rzucili rękawice?
Nie mamy dekodera, nie mamy kablówki. Żałuję bardzo. W tym tygodniu będzie miała miejsce premiera krótkiego serialu „Nocny recepcjonista" na podstawie powieści szpiegowskiej Johna le Carre. Główny bohater Jonathan Pine, w tej roli Tom Hiddleston, to brytyjski agent (a jakże), który prowadzi niebezpieczną grę skierowaną przeciwko potężnemu handlarzowi bronią Richardowi Roperowi, którego postać odtwarza Hugh Laurie, znany dotąd z roli doktora House'a. Z pierwszych recenzji wiem, że będzie to wszystko bardzo bondowskie, ale co tam, i tak chce to obejrzeć. Zatem Imperium Brytyjskie trwa na łamach powieści, w kinie i telewizji, a nie tylko w sentymentalnych sercach Brytyjczyków. Saluto.
Nie mamy dekodera, nie mamy kablówki. Żałuję bardzo. W tym tygodniu będzie miała miejsce premiera krótkiego serialu „Nocny recepcjonista" na podstawie powieści szpiegowskiej Johna le Carre. Główny bohater Jonathan Pine, w tej roli Tom Hiddleston, to brytyjski agent (a jakże), który prowadzi niebezpieczną grę skierowaną przeciwko potężnemu handlarzowi bronią Richardowi Roperowi, którego postać odtwarza Hugh Laurie, znany dotąd z roli doktora House'a. Z pierwszych recenzji wiem, że będzie to wszystko bardzo bondowskie, ale co tam, i tak chce to obejrzeć. Zatem Imperium Brytyjskie trwa na łamach powieści, w kinie i telewizji, a nie tylko w sentymentalnych sercach Brytyjczyków. Saluto.