Po pierwsze, kiedy na zewnątrz upały, lepiej nie wychodzić z dzieckiem na
spacer, bo dostanie udaru. Po drugie, kiedy temperatura na zewnątrz
spada, lepiej nie wychodzić z dzieckiem na spacer, bo się przeziębi. Po
trzecie, karmić dziecko regularnie, gdyż najważniejsze jest, by wyrobić u
dziecka stałe nawyki. Po czwarte, nie kąpać dziecka zbyt późno, bo
cholera wie dlaczego. Po piąte, wracać z pracy prosto do domu, bo tylko
tak postępuje odpowiedzialny rodzic. Po szóste, nie planować wakacji w
najbliższym okresie, bo dziecko jest za małe, by mogło podróżować dalej
niż do swojego pediatry. Po siódme, cholera wie, co po siódme. Po ósme
również nie wiem, ale wyliczanka może trwać bez końca. Stop. Przerwa.
Dość lamentu. Jak w tym chaosie przetrwać? Grzecznie postępować z
wytycznymi czy iść na konflikt, gdy dyplomacja zawodzi? Przede wszystkim
nie zwariować. Zachować zdrowy rozsądek i żyć po swojemu. A może
spakować graty i wyjechać tam, gdzie nikt nas nie znajdzie, choćby na
Grenlandię? Tak uczynił Wally Herbert, słynny brytyjski polarnik,
pisarz, myśliwy i odkrywca. Nie chcąc rozstawać się z rodziną, tuż po
narodzinach swojej córki Kari, przeprowadził się do lodowej krainy,
gdzie zamieszkał wśród Inuitów, dawniej nazywanych obraźliwie
Eskimosami. Czy to było rozsądne? Przypadkiem, wertując gazety w jakiejś
kawiarni, natknąłem się na wywiad z Kari Herbert, dziś uznaną
dziennikarką, która wspomina swojego ojca z wielką czułością i
przekonuje, że najważniejszym podarunkiem, jaki otrzymała od rodziców,
było umiłowanie swoich pasji i wiara we własne marzenia.
Kofeina.
Kofeiną próbuję zagłuszyć psychosomatyczne rozkojarzenie. W nocy nie
śpię, natłok myśli nie pozwala zasnąć, w dzień nie do końca jestem na
jawie, bom cholernie niewyspany. Emocje są niesamowite. Dzisiaj mogę
uczciwie napisać, że przez lata, skupiony na swoich egoistycznych
zachciankach, przegapiłbym coś wspaniałego. Wiem, to mantra, którą
powtarzają wszyscy rodzice zakochani w swoich dzieciakach, ale podpisuję
się pod tym całym sercem. Uśmiech, którym mała pociecha obdarzy od
niechcenia swoich rodziców, jest warty tych wszystkich nieprzespanych
nocy, zasranych pieluch i cholera wie, czego jeszcze. „Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat", jak napisał Janusz Korczak. Jest w tym ogrom racji. Saluto.