








Dzisiejszego
dnia wypada pięćdziesiąta pierwsza rocznica zwycięstwa kubańskiej rewolucji.
Dokładnie 8 stycznia 1959 roku rewolucyjna armia pod wodzą Fidela Castro
triumfalnie wkroczyła do Hawany, wieńcząc tym samym marsz zwycięstwa,
który rozpoczął się zaledwie tydzień wcześniej, gdy znienawidzony i
pokonany Fulgencia Batista opuścił Kubę. Co pozostało z ideałów
rewolucyjnych po pięćdziesięciu latach, gdy cała gospodarka wyspy popada
w ruinę, bieda społeczeństwa jest wręcz widoczna, a jedynie
nielicznych, przede wszystkim stronników reżimu, stać na życie na
przyzwoitym poziomie i opiekę medyczną. Pół wieku po narodowym zrywie
Kubańczyków świat postrzega karaibską wyspę jako skansen komunizmu,
kojarzy jednoznacznie z dyktaturą Fidela Castro i mitem Che Guevary,
rumem, cygarami i biedą społeczeństwa. A przecież komunizm na Kubie jest
wynikiem oportunizmu i sprzyjających okoliczności, jakimi było
nawiązanie sojuszy z ZSRR i zerwanie stosunków z USA. Castro dyktatorem
został po zdobyciu władzy. Walcząc z reżimem Batisty deklarował chęć
przywrócenia demokracji i przeprowadzenie wielu reform społecznych na
wyspie, za co pokochali go Kubańczycy, nie wiedząc jaką przyszłość im
zbuduje. A mit Che Guevary jako niestrudzonego rewolucjonisty, który
zginął za ideały w które głęboko wierzył? Che to najlepszy kubański
produkt marketingowy, jednak jego medialna kariera mogłaby mocno
ucierpieć, gdyby wszyscy wiedzieli, że jako naczelnik więzienia La
Cabana zlecił tysiące egzekucji przy których często sam asystował. „Latynoski Robespierre", choć nawoływał do skromnego życia, sam kochał
pławić się w luksusie. Rum, cygara i bieda to jest prawdziwe oblicze
Kuby. Zdjęcia zrobione w Hawanie, Camaquey i Trinidadzie. Saluto.