niedziela, 30 września 2018

Jaka piękna katastrofa!








W obliczu świat pędzącego ku otchłani stać mnie już tylko na ślepy optymizm. Świat zmierza donikąd, ludzkość nie ma właściwego kierunku, wszyscy walczą ze wszystkimi, potyczki na słowa, na hasła, na pięści, każdy ma swoją rację. Rebelie, bitwy, wojny całe. Całość zamknięta w cyklach od chaosu do porządku lub od porządku do chaosu. Czas umyka, strony kalendarza codziennie nieaktualne. Wakacje i po wakacjach. Już za chwilę choinka, prezenty, sianko pod obrusem, wolne miejsce przy stole, jeno dla kogo, pytanie zadam dla kogo, skoro imigranci won, nie wpuszczać, zakazać, zasieki budować?
Państwowa Szkoła Zawodowa w Koninie wydała książkę, publikację, wydawnictwo, zwał jak zwał, nie wiem dokładnie, nie znam się. Wiem natomiast jedno, jest w tej publikacji mój tekst. Słów trochę, rozdział cały, dziesiąty. Wymądrzam się tam na temat migracji właśnie, kryzysu imigracyjnego, który swym zasięgiem objął już cały świat i znacząco przyczynił się do kryzysu demokracji na świecie, doprowadzając do władzy nacjonalistyczne jednostki, które bazując na lęku i strachu przed przybyszem z innego kraju, tym złym, tym obcym, tworzą podziały społeczne torując sobie drogę do władzy. Utracone zaufanie do polityki multikulti (w kontekście kryzysu imigracyjnego)" to tytuł tekstu, którego jestem autorem. O czym to? Wymądrzam się, jak już wspomniałem, o tym, że historia wszelkich narodów zaczyna się od wędrówki, od migracji właśnie. Przypominam, że wskutek włóczęgi plemion rasy ludzkie mieszały się ze sobą, tym samym mieszały się ze sobą różne kultury. Zwracam uwagę, że człowiek, jako istota stadna, od zawsze zawierał sojusze tworząc plemienne zależności. I, przede wszystkim, powołuję się na ostatnie badania i odkrycia archeologiczne, które potwierdzają, że homo sapiens nie pochodzi z Europy, lecz przywędrował tu wieki temu, a to oznacza, że wszyscy faktycznie jesteśmy przybyszami, obcymi, imigrantami. Kryzys imigracyjny naruszył w posadach fundamenty, na których oparta jest idea Unii Europejskiej, czyli zjednoczenia ponad podziałami. Rządy państw członkowskich, by przypodobać się swojej publice, kłócą się o imigrantów, rezygnując tym samym z dialogu, co tworzyło jedność i siłę Wspólnoty Europejskiej. Unia Europejska to, powtarzam przy każdej okazji, największe polityczne i społeczne osiągnięcie w nowożytnej historii ludzkości, utopijna idea, dzięki której milionom Europejczyków żyje się lepiej. Jak może wyglądać Europa, gdyby niechybnie doszło do rozpadu Wspólnoty? Co by się mogło wydarzyć? Poćwiczymy wyobraźnię? Komisja Europejska, zmęczona nacjonalistycznymi ekscesami, gasi światło, zawieszone zostają wszelkie traktaty i umowy, każdy sobie rzepkę skrobie. Wybucha chaos i panika. Jako, że nie obowiązuje Schengen, szlabany ponownie wyznaczają granice w Europie. Kontynent momentalnie się zatyka. Na granicach kolejki, na lotniskach kolejki, pod ambasadami kolejki. Natychmiast zamiera handel i znika wspólny rynek. Jako, że nie ma dzisiaj produktów całkowicie wytwarzanych w jednym kraju, produkcja zostaje zatrzymana niemal wszędzie, urywa się łańcuch dostaw, przemysł zamiera, masowe zwolnienia z pracy. Każdy kraj żywi się sam, początkowy optymizm, pal licho, że nie ma w Polsce dostępnych bananów ani pomarańczy, mamy masę jabłek, które z braku innego wyboru wpieprzamy masowo. Jednak, jako, że nie ma unijnych dopłat do rolnictwa, ceny żywności, w tym jabłek, lawinowo rosną. Europejski Bank Centralny zostaje zamknięty, koniec z euro, każdy kraj ma swoją narodową walutę, powstają nowe banknoty z wielkimi nominałami i portretami współczesnych wodzów narodu, jednak gówno warte, inflacja pożera wszystkie oszczędności, każdy kraj drukuje ile wlezie. Samozagłada Europy, ale świat ma to gdzieś, gdyż Europa to tylko 500 milionów zakochanych w samych sobie nacjonalistów, świat da sobie bez nich doskonale radę. Polska ma szansę przetrwać, otóż, jak to bywało już wielokrotnie w przeszłości, Rosjanom pękają serca i pędzą czym prędzej z bratnią pomocą. Jako, że mamy już praktykę, ponownie zmienimy podręczniki od historii, Caryca Katarzyna ponownie Wielka, Matka Rasija, po ideach wolnościowych ani śladu, za to mamy tani gaz i benzynę ze wschodnich odwiertów, można za talony jechać na wakacje do bratnich narodów, zaprzyjaźnionych republik, tańczyć w podskokach na festiwalach pieśni i tańca pod łopoczącymi na wietrze flagami. Czy nie jest to cudowna wizja? Jaka piękna katastrofa! 

poniedziałek, 10 września 2018

Ostatnie kadry wakacji









Wakacje, wakacje i po wakacjach. Szlag by to trafił. Huzia na wroga, tego co dał i odebrał, wymyślił wakacje jedynie jako przerwę od okrutnego znoju, paskudnego obowiązku pracy. Kim był ów szaleniec? Jakże śmiał? Być mu wdzięcznym czy odwrotnie, wściekłym, że jedynie kilka dni w roku można posmakować beztroskiego, w dodatku pełnopłatnego, żywota? Od czego google. Szukam i znajduję takie oto informacje. Krwiożerczy kapitaliści stali się ulubieńcami holenderskich robotników w 1910 roku, gdy ulegli żądaniom pracowników branży diamentowej, by każdy z nich mógł przez tydzień w roku nie pojawić się w robocie, jednak miałby za ten czas płacone pełne stawki. Wydarzenia potoczyły się szybko, a zjawisko płatnego czasu wolnego rozlało się po całej Europie. Oczywiście nie obyło się bez walki, przez Stary Kontynent przetoczyła się fala strajków, gdzie naprzeciw siebie stanęły dwie klasy społeczne, reprezentujące zgoła różne interesy. Z jednej strony kapitaliści, właściciele zakładów pracy, przeciwnicy jakichkolwiek przerw w robocie, gdyż to nadwyręża ich portfele. Z drugiej strony pracownicy tychże zakładów, robotnicy żyjący z pracy najemnej, walczący o prawo do wakacji, czyli płatnego urlopu. Jako, że strajk w dłuższej, okrutnej perspektywie finansowej, nie służy żadnej ze stron, zawarto kompromis, dzięki któremu niemal wszyscy mamy dzisiaj wakacje. Tylko dlaczego są one takie krótkie?
Burt Reynolds nie żyje. Jeden z największych łobuzów w historii Hollywood zmarł na zawał serca w wieku 82 lat. Czytam biografię Reynoldsa i wszyscy, jak jeden mąż, wypisują jedynie o zmarnowanych przez niego okazjach i odrzuconych rolach. A tych było nie mało. Reynolds odmówił zagrania Jamesa Bonda po odejściu Seana Connery'ego. Nie chciał zagrać Hana Solo w Gwiezdnych wojnach" i rola przypadła mało znanemu wówczas Harrisonowi Fordowi. Oddał również Jackowi Nicholsonowi dwie role, za które ten drugi otrzymał Oskary - nie chciał zagrać głównej postaci w Locie nad kukułczym gniazdem" ani wystąpić w Czułych słówkach". Zajęty był wówczas swoimi pasjami, czyli romansami, wyścigami samochodowymi i, przede wszystkim, balangowaniem. A to potrafił jak mało kto. Mimo, że przez wiele lat był najbardziej kasowym aktorem w Hollywood to niemal regularnie składał wniosek sądowy o osobiste bankructwo. Nigdy nie martwił się o stracone role czy kasę, miejsce w historii kina zapewniły mu udziały w takich filmach, jak Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać" Woody'ego Allena czy Nickelodeon" Petera Bogdanovicha. Jednak największą popularność zyskał grając Bandytę w serii Mistrz kierownicy ucieka". Zresztą z tą rolą wiąże się mój osobisty sentyment do Reynoldsa. Oglądałem te filmy razem z ojcem, jeszcze na przegrywanych kasetach video, gdzieś na początku lat dziewięćdziesiątych i jak każdy mały chłopiec marzyłem o brawurowych pościgach samochodowych. Reynolds, i za to należy mu się szacunek, znany był z dystansu do samego siebie, jak również blichtru Hollywood. Zwykł powtarzać, że życie składa się z trzech etapów, czyli młody, stary i świetnie wyglądasz". Tyle. Quentin Tarantino zaangażował Reynoldsa do kręconego właśnie Once Upon a Time in Hollywood". Na tą chwilę brak informacji, czy największy swego czasu łobuz w Hollywood Burt Reynolds zdążył zagrać swoją rolę.