poniedziałek, 31 grudnia 2018

Dwatysiącedziewiętnasty

Szczęśliwego Nowego Roku! Trzask, prask, huki, puki, już jutro dwatysiącedziewiętnasty! Szampan, kawior, zabawa, kac i nostalgia. Żegnamy stary, pełni obaw i nadziei patrzymy w nowy. Noworoczne postanowienia są, na nic refleksja, że aby coś postanowić nie trzeba nowej daty w kalendarzu. Zdrowia, szczęścia i rozumu! Co nas może czekać w 2019 roku?
Gospodarka, Głupcze! Czy jest tak dobrze jak myślimy, że dobrze jest? Gospodarka, jak wszystko, niczym sinusoida ma okresy wzrostu i okresy stagnacji, aby nie nazwać to mianem spadku. Jesteśmy w okresie najdłuższego pozytywnego odcinka koniunkturalnego, jak to określają ekonomiści. Jest to również okres taniego pieniądza, czyli niskich stóp procentowych i niskiej inflacji, co umożliwiło rozpędzenie inwestycji, które w trudnych warunkach nie byłyby ani akceptowalne ani opłacalne. W oczywisty sposób sytuacja ta przełożyła się na sytuację pracownika. Inwestycje, jak również swobodny przepływ pracowników i demografia, czyli różnica pomiędzy tymi, którzy schodzą z rynku pracy w porównaniu do liczby tych, którzy na rynek wchodzą, korzystnie wpłynęła na sytuację zatrudnionych. Wszystkie te aspekty miały ogromny wpływ na presję płacową z korzyścią dla pracowników. Jednak to, co dobre może niekoniecznie skończy się natychmiast, jednak nie będzie trwało wiecznie. W przededniu nowego roku gospodarka na całym świecie, bo przecież to naczynia połączone, ma mnóstwo wyzwań, zagadek lub wręcz kłopotów. Ekonomiści na całym globie, rzecz jasna dotyczy to państw, gdzie nie ma łopatologicznego sterowania ręcznego, przewidują spadek tempa rozwoju. Oczywiście propaganda populistów brzmi zgoła inaczej, jednak coraz trudniej będzie im zakrzyczeć rzeczywistość i hojną łapą rozdawać bonusy socjalne, aby utrzymać poparcie wyborców. Skąd te pesymistyczne przewidywania i marne prognozy? Zabrzmi to zapewne gorzko, jednak populizm ma swoją cenę. Stany Zjednoczone Ameryki to kraj, który posiada największy potencjał gospodarczy na świecie. Jednak taka ogromna odpowiedzialność oznacza również, że kondycja takiego giganta może odbić się czkawką na wszystkich pozostałych uczestnikach globalnego rynku, gdy coś pójdzie nie tak. I poszło. Za kierownicą ów giganta zasiadł facet, ego większe aniżeli Wielki Kanion, fryzura okropna i kompletny brak wyczucia sytuacji, którego jedyną pasją jak się wydaje, jest rozpętać konflikt gospodarczy z kimkolwiek się da. I to wszystko w ramach populistycznego hasła uczynić Amerykę ponownie wielką". Wojna handlowa z Chinami to był jedynie początek, kolejne hasła dotyczyły już, by się wydawało, sojuszników. Inwektywy w kierunku Niemiec, Anglii, całej Unii, a nawet buńczuczne pomruki o finansowanie NATO, sprawiły, że wielu decydentów, którzy bezpośrednio odpowiadają za inwestycje, wstrzymało wszelkie decyzje. Najgorsza w tym wszystkim jest nieprzewidywalność amerykańskiego prezydenta, który uprzednio, przed objęciem urzędu, nazywał siebie biznesmenem. Czy zatem wszystko, co uczynił Trump, jest jednoznacznie negatywne dla światowej gospodarki? Wskutek działań gospodarza Białego Domu zmierzamy do znanego uprzednio modelu wyścigu mocarstw, a w takim przypadku beneficjentami będą nieliczni. Ale nie tylko Trump i jego polityka ma wpływ na pesymizm ekonomistów dotyczący nadchodzącego roku. Unia Europejska także, według przewidywań, jest w zasięgu turbulencji. Na początek Angole i ich chaos związany z brexitem. Bo czy ktoś na dziś dzień na sto procent wie czy wychodzą z Unii czy zostają? Koryto to rzecz niezwykle ważna i władze Wielkiej Brytanii, wbrew rozsądkowi jak się wydaje, kontynuują marsz ku wyjściu z Unii, byle tylko nie oddać władzy przed czasem, czyli nie prowokować wcześniejszych wyborów. Twardy brexit oznacza twarde lądowanie, szczególnie dotyczy to gospodarki. A że Wielka Brytania to jeden z największych graczy w Unii Europejskiej, to brexit oznacza konsekwencje i czkawkę dla pozostałych państw członkowskich, bo jak wielokrotnie pisałem, gospodarka to naczynia powiązane, bla bla i tak dalej. Niemcy? Najsilniejsze gospodarczo państwo na Starym Kontynencie lwią część swojego wzrostu zawdzięcza wymianie handlowej z USA, tymczasem za sterem amerykańskiego giganta zasiadł facet, ego większe aniżeli Wielki Kanion, fryzura okropna, bla bla i tak dalej. Francja? Ponoć plan prezydenta Macrona był taki, aby na początku przeprowadzić liberalizację gospodarki, by następnie owoce tej transformacji rozdysponować wśród obywateli Republiki, choćby w postaci polityki socjalnej. Jednak potencjalni beneficjenci zażądali natychmiastowej dystrybucji, nikt nie chciał czekać, bunt żółtych kamizelek" i mordobicie na ulicach francuskich miast. Włochy? Po raz pierwszy w historii Unii Europejskiej państwo członkowskie przeprowadzi korektę budżetu, gdyż planowane wydatki rządu nie miały pokrycia. Grecja? Czy Grecja podniosła się po kryzysie z 2008 roku? Bla bla i tak dalej. Zostawmy Unię i spójrzmy w kierunku Rosji z dożywotnim wszechwładcą Putinem, który prowadzi szaloną politykę gospodarczą opartą na uzależnianiu kogo się da od rosyjskich bogactw w surowce naturalne. Jak na tle tego wszystkiego wyglądają perspektywy w Polsce? Rozdmuchana polityka socjalna, zawracanie reformy emerytalnej i chaos spowodowany próbami ręcznego sterowania odstraszają inwestorów. Oczywiście krach nie nastąpi z dnia na dzień, jednak rozpędzona gospodarka będzie powoli wyhamowywać ze swego pędu. Potwierdzeniem takich założeń mogą być nawet przewidywania samych rządzących, gdyż w przyszłorocznym budżecie wzrost PKB jest szacowany na 3,8 proc., tymczasem w mijającym roku wynosi średnio 5 proc. To oznacza również mniejsze tempo spadku bezrobocia. Czy zatem czas pracownika zbliża się do kresu? W najbliższych kilku latach nie powinniśmy odczuć tego gwałtownie, jednak jeśli ktoś planuje zmienić robotę, powinien nie zwlekać i się za to zabrać, bo jak wspomniałem, gospodarka to naczynia powiązane, turbulencje, bla bla i tak dalej. Tyle gospodarka, a co z polityką? W tym przypadku dzieje się znacznie więcej. Polityka to temat, który zasługuje na oddzielny wpis. Wszystkiego, co najlepsze w 2019 roku!
P.S. Tak, tak, wiem, że dwatysiąceosiemnasty" jest napisane niezgodnie z pisownią, ale cóż, tak mi pasuje wizualnie i tak też zostawiam. Wrażliwych na tym punkcie serdecznie przepraszam. Saluto.

niedziela, 16 grudnia 2018

Na liberalizm brak już popytu

Impas, klincz, ślepy zaułek, zwał jak zwał, jednak wszystko sprowadza się do największego kryzysu w jakim znalazł się liberalizm od początku swego istnienia. Sytuacja wydaje się patowa na tyle, że piewcy tejże doktryny, drżąc głównie o swoje tyłki obwieszczają kryzys i rychły koniec demokracji w ogóle. To nadinterpretacja zawołam, gdyż stawia to tezę, że układ demokratyczny możliwy jest jedynie w liberalnej formie. Faktem jest, że populiści po objęciu władzy wykazują zapędy dyktatorskie, ba, wielu faktycznie marzy i działa w kierunku zdobycia władzy absolutnej, niszcząc choćby jeden z filarów demokracji, czyli trójpodział władzy, jednak jest to przede wszystkim motywowane strachem przed utratą koryta w niedalekiej przyszłości, czyli po wyborach. Ponadto władza, zapewne, to większa podnieta aniżeli bogactwo. Ba, władza absolutna stwarza możliwość życia we względnym przepychu, zobacz jak żyje dyktatura w Korei Północnej, tymczasem samo bogactwo nie stwarza możliwości wpływu na rzeczywistość (a przecież większość cymbałów, którym udało się zebrać w kieszeni pokaźną liczbę miedziaków, rości sobie prawo do wiem lepiej").
Zapyziały grubas, w białej koszuli, szelkach i krawacie, z cygarem w pysku na tle wykresu, który ilustruje poziom jego bogactwa - liberalizm chyba nigdy nie miał dobrej reklamy i zawsze kojarzony był z wyzyskiem tych mniej chciwych i sprytnych. Jednak pamięć o koszmarze I i II wojny światowej, lata życia w zimnowojennym strachu, względne bezpieczeństwo socjalne i dostępność pracy zapewniało poparcie liberalnej demokracji, bo cóż było innego, komunistyczny reżim lub faszystowska dyktatura? Jednak silnik powoli się zacinał. Liberalizm, choć ma niepodważalne zasługi, dzięki brutalnym prawom kapitalizmu wyciągnął z biedy setki milionów ludzi na całym globie, przestał być najlepszym możliwym rozwiązaniem, wręcz odwrotnie, postrzegany jest obecnie jako ideologia poszerzania bogactwa i władzy jedynie dla nielicznych. Kiedy kapitalizm stał się globalny, ale wyzwania typu bezrobocie czy polityka socjalna trzeba rozwiązywać w ramach pojedynczych państw, wiele liberalnych reguł stało się społecznie nie do zaakceptowania. Kapitał można przenieść z amerykańskiego czy europejskiego kontynentu w kierunku azjatyckim czy afrykańskim, jednak pracowników już niekoniecznie. Samodzielny dotychczas, ciężko pracujący człowiek, mający na utrzymaniu rodzinę, zostaje w taki sposób pozbawiony alternatyw. Czy zatem może dziwić, że daje upust swej frustracji i zwraca się ku tym, którzy obiecują szybkie rozwiązania i powrót do dobrych, bezpiecznych czasów? Populiści przywracają bowiem swoim wyborcom poczucie sprawstwa, skopmy tyłki tym wszystkim zapyziałym i zakochanym w sobie i swoich wykresach piewcom rozwoju za wszelką cenę. Nacjonalizacja, zabierzmy bogatym, podział po równo (nigdy nie jest po równo, ale to dobre hasło) i zapędźmy grubasów do prawdziwej roboty. Co zatem?
Liberalizm powinien wrócić do swoich korzeni, jeśli w ogóle chce przetrwać nawałnice i poszukać rozwiązań na najbardziej palące potrzeby. Być może zamiast podatkować pracę, należałoby podnieść podatki od ziemi, wprowadzić lub przywrócić podatki majątkowe i spadkowe, zdejmując w ten sposób ciężar płacenia do wspólnej kasy z barków tych, którzy nic nie otrzymali za darmo, jedynie ciężką pracą chcą polepszyć swój byt? Może należy wprowadzić określony poziom dochodów, dopłacając tym, którzy żyją poniżej ów progu, a opodatkować tych, którzy znacznie go przekraczają? Brzmi jak mrzonka socjalistyczna, reżimowa doktryna, propaganda? To alternatywa, która może wytrącić argumenty pędzącym po władzę absolutną populistom, zresztą historycznie liberałowie kroczyli zawsze w awangardzie przemian, tymczasem niemal wszystkie dotychczasowe pomysły i recepty są już na wyczerpaniu. Owszem, już widać skrzywiony pysk zapyziałego grubasa, w szelkach w krawacie, na propozycję takiego rozwiązania, jednak powinien on sobie wyobrazić bunt społeczny, lud na barykady, rewolucje, która każe wytarzać go i mu podobnych w błocie, na koniec puścić z torbami, gdyż takie mogą być skutki populistów za sterem władzy bez alternatywy wolnych wyborów. Czy to jest prawda? Moja prawda, czyjaś prawda, gówno prawda. Saluto.

poniedziałek, 26 listopada 2018

Notatnik









Wielokrotnie słyszałem to od matki, wielokrotnie od ojca, jednak jak to zazwyczaj bywa, musiałem sam doświadczyć, przeżyć, aby zrozumieć. Czas, jak czas umyka, powtarzali, poznasz po tym, jak dzieci rosną. Raptem chodziłem przerażony, że sam zostanę ojcem, raptem uczyłem się komunikacji z małą istotą, raptem zaczęliśmy dyskutować, dzisiaj spieramy się o swoje racje. Czas umyka, zaraz skończy się kolejny rok kalendarzowy, co dalej się pytam, co dalej? 
Jesień przyszła, założyłem ciepły sweter. Wszyscy trochę markotni, ja także. Skrobanie szyb mnie budzi, leżę, czekam na budzik, marzę, by nie zadzwonił, niczym skazaniec na akt łaski czekam. Do roboty idę, jest ciemno, z roboty wracam, jest ciemno. Obłożyłem się kocami, książkami, filmami, choć ledwie zaczynam czytać, oglądać, cokolwiek to zasypiam. Czekam na śnieg, tymczasem smog jedynie, oddychać trudno. Staram się biegać, mimo niepogody, sukcesów wielkich nie ma, radość jedynie. Saluto. 

poniedziałek, 12 listopada 2018

Tatry










W obliczu świata pędzącego ku otchłani stać nas już tylko na ślepy optymizm. Świat zmierza donikąd, ludzkość nie ma właściwego kierunku, wszyscy walczą ze wszystkimi, całość zamknięta w cyklu od chaosu do porządku lub od porządku do chaosu. Cóż zatem począć? Wyłączyć telefon, zaszyć się z dala od cywilizacji, czytać książki lub spoglądać w niebo. Czy to wystarczy? Chaos, który towarzyszy na co dzień sprawia, że trudno mi spokojnie pozbierać myśli, skupić się na lekturze jakiejkolwiek książki czy wsłuchać się w rytm obojętnie jakiej muzyki. W dobie tyranii szczęścia, pozytywnego myślenia i rozwoju za wszelką cenę trudno jest mi się odnaleźć z moją paskudnie pesymistyczną postawą życiową. Potrzebuję wakacji. Bardzo długich wakacji wolnych od telefonów, maili, planów, strategii i wszystkich innych spraw, którym nadmierne znaczenie nadają szamani opętani wizją zysku i szelestem mamony. W związku z powyższym spakowałem plecak i uciekłem na kilka dni w góry. Razem z kolegą szwendaliśmy się po tatrzańskich szlakach. Byliśmy na Podhalu.

poniedziałek, 22 października 2018

To the beat y'all!! Are you ready?







Yo! Ziomki Poziomki! Portki wam opadły - krzyczeli! Hej, macie krocze w kolanach Chłopaczki - szydzili! Zakręć żółwia, złam się w wpół, stań na głowie - słyszeliśmy na szkolnych dyskotekach! To nie Ameryka, Dzieciaki - niczym echo niosło się za nami! A my swoje, szerokospodniowcy w czapeczkach, vinyle i skrecze, różne miasta, różne osiedla, zawsze ławka, jedna klika, wielka miłość! W sercu muzyka, blunty i słodycze!
W tym roku mija 25 lat od premiery, która zmieniła oblicze hip-hopu, jak również całego muzycznego świata. Dokładnie ćwierć wieku temu Wu-Tang Clan wydał swoją debiutancką płytę Enter the Wu-Tang (36 Chambers)". Pamiętam dokładnie, choć małolat byłem, jaki szok wywołały te soczyste rapowe kawałki. Nie tylko we mnie, lecz wśród całej brygady przy ławeczce stłoczonej. To nie wystarczy? Szerokospodniowcy na polskim osiedlu w latach dziewięćdziesiątych to słabe gremium? Debiut Wu-Tang Clan, pełen surowego brzmienia, jest uważany przez krytyków muzycznych za jedną z najbardziej wpływowych płyt muzycznych wszech czasów w wielu prestiżowych notowaniach. Miliony sprzedanych egzemplarzy, setki różnych nagród. To płyta, która nie tylko zmieniła oblicze hip-hopu. To płyta, która zmieniła oblicze muzyki, przyczyniając się do faktu, że hip-hop to najważniejszy obecnie gatunek muzyczny. Co druga kupiona dzisiaj płyta w Polsce, a co trzecia na świecie, to płyta z muzyką hip-hop, gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości.
Dzisiaj portki noszę znacznie wyżej aniżeli w tłustych latach dziewięćdziesiątych (dla wygody), jednak czapeczka i trampki to standard. W aucie kręcą się kompakty z dobrym bitem, te same tłuste bity nadadzą charakter moim ruchom, gdy z rzadka znajdę się na parkiecie podczas jakiegokolwiek dancingu. A najbardziej cieszy mnie fakt, że moje dziewczyny, żona i córeczka, bawią się ze mną wybornie przy tych samych tłustych bitach. Czas nas zmienił Chłopaki, proste, robiłem głupoty, ale z tego wyrosłem, jednak dla mnie muzyka, blunty i słodycze to będą zawsze sprawy ważne. Saluto.  

niedziela, 30 września 2018

Jaka piękna katastrofa!








W obliczu świat pędzącego ku otchłani stać mnie już tylko na ślepy optymizm. Świat zmierza donikąd, ludzkość nie ma właściwego kierunku, wszyscy walczą ze wszystkimi, potyczki na słowa, na hasła, na pięści, każdy ma swoją rację. Rebelie, bitwy, wojny całe. Całość zamknięta w cyklach od chaosu do porządku lub od porządku do chaosu. Czas umyka, strony kalendarza codziennie nieaktualne. Wakacje i po wakacjach. Już za chwilę choinka, prezenty, sianko pod obrusem, wolne miejsce przy stole, jeno dla kogo, pytanie zadam dla kogo, skoro imigranci won, nie wpuszczać, zakazać, zasieki budować?
Państwowa Szkoła Zawodowa w Koninie wydała książkę, publikację, wydawnictwo, zwał jak zwał, nie wiem dokładnie, nie znam się. Wiem natomiast jedno, jest w tej publikacji mój tekst. Słów trochę, rozdział cały, dziesiąty. Wymądrzam się tam na temat migracji właśnie, kryzysu imigracyjnego, który swym zasięgiem objął już cały świat i znacząco przyczynił się do kryzysu demokracji na świecie, doprowadzając do władzy nacjonalistyczne jednostki, które bazując na lęku i strachu przed przybyszem z innego kraju, tym złym, tym obcym, tworzą podziały społeczne torując sobie drogę do władzy. Utracone zaufanie do polityki multikulti (w kontekście kryzysu imigracyjnego)" to tytuł tekstu, którego jestem autorem. O czym to? Wymądrzam się, jak już wspomniałem, o tym, że historia wszelkich narodów zaczyna się od wędrówki, od migracji właśnie. Przypominam, że wskutek włóczęgi plemion rasy ludzkie mieszały się ze sobą, tym samym mieszały się ze sobą różne kultury. Zwracam uwagę, że człowiek, jako istota stadna, od zawsze zawierał sojusze tworząc plemienne zależności. I, przede wszystkim, powołuję się na ostatnie badania i odkrycia archeologiczne, które potwierdzają, że homo sapiens nie pochodzi z Europy, lecz przywędrował tu wieki temu, a to oznacza, że wszyscy faktycznie jesteśmy przybyszami, obcymi, imigrantami. Kryzys imigracyjny naruszył w posadach fundamenty, na których oparta jest idea Unii Europejskiej, czyli zjednoczenia ponad podziałami. Rządy państw członkowskich, by przypodobać się swojej publice, kłócą się o imigrantów, rezygnując tym samym z dialogu, co tworzyło jedność i siłę Wspólnoty Europejskiej. Unia Europejska to, powtarzam przy każdej okazji, największe polityczne i społeczne osiągnięcie w nowożytnej historii ludzkości, utopijna idea, dzięki której milionom Europejczyków żyje się lepiej. Jak może wyglądać Europa, gdyby niechybnie doszło do rozpadu Wspólnoty? Co by się mogło wydarzyć? Poćwiczymy wyobraźnię? Komisja Europejska, zmęczona nacjonalistycznymi ekscesami, gasi światło, zawieszone zostają wszelkie traktaty i umowy, każdy sobie rzepkę skrobie. Wybucha chaos i panika. Jako, że nie obowiązuje Schengen, szlabany ponownie wyznaczają granice w Europie. Kontynent momentalnie się zatyka. Na granicach kolejki, na lotniskach kolejki, pod ambasadami kolejki. Natychmiast zamiera handel i znika wspólny rynek. Jako, że nie ma dzisiaj produktów całkowicie wytwarzanych w jednym kraju, produkcja zostaje zatrzymana niemal wszędzie, urywa się łańcuch dostaw, przemysł zamiera, masowe zwolnienia z pracy. Każdy kraj żywi się sam, początkowy optymizm, pal licho, że nie ma w Polsce dostępnych bananów ani pomarańczy, mamy masę jabłek, które z braku innego wyboru wpieprzamy masowo. Jednak, jako, że nie ma unijnych dopłat do rolnictwa, ceny żywności, w tym jabłek, lawinowo rosną. Europejski Bank Centralny zostaje zamknięty, koniec z euro, każdy kraj ma swoją narodową walutę, powstają nowe banknoty z wielkimi nominałami i portretami współczesnych wodzów narodu, jednak gówno warte, inflacja pożera wszystkie oszczędności, każdy kraj drukuje ile wlezie. Samozagłada Europy, ale świat ma to gdzieś, gdyż Europa to tylko 500 milionów zakochanych w samych sobie nacjonalistów, świat da sobie bez nich doskonale radę. Polska ma szansę przetrwać, otóż, jak to bywało już wielokrotnie w przeszłości, Rosjanom pękają serca i pędzą czym prędzej z bratnią pomocą. Jako, że mamy już praktykę, ponownie zmienimy podręczniki od historii, Caryca Katarzyna ponownie Wielka, Matka Rasija, po ideach wolnościowych ani śladu, za to mamy tani gaz i benzynę ze wschodnich odwiertów, można za talony jechać na wakacje do bratnich narodów, zaprzyjaźnionych republik, tańczyć w podskokach na festiwalach pieśni i tańca pod łopoczącymi na wietrze flagami. Czy nie jest to cudowna wizja? Jaka piękna katastrofa! 

poniedziałek, 10 września 2018

Ostatnie kadry wakacji









Wakacje, wakacje i po wakacjach. Szlag by to trafił. Huzia na wroga, tego co dał i odebrał, wymyślił wakacje jedynie jako przerwę od okrutnego znoju, paskudnego obowiązku pracy. Kim był ów szaleniec? Jakże śmiał? Być mu wdzięcznym czy odwrotnie, wściekłym, że jedynie kilka dni w roku można posmakować beztroskiego, w dodatku pełnopłatnego, żywota? Od czego google. Szukam i znajduję takie oto informacje. Krwiożerczy kapitaliści stali się ulubieńcami holenderskich robotników w 1910 roku, gdy ulegli żądaniom pracowników branży diamentowej, by każdy z nich mógł przez tydzień w roku nie pojawić się w robocie, jednak miałby za ten czas płacone pełne stawki. Wydarzenia potoczyły się szybko, a zjawisko płatnego czasu wolnego rozlało się po całej Europie. Oczywiście nie obyło się bez walki, przez Stary Kontynent przetoczyła się fala strajków, gdzie naprzeciw siebie stanęły dwie klasy społeczne, reprezentujące zgoła różne interesy. Z jednej strony kapitaliści, właściciele zakładów pracy, przeciwnicy jakichkolwiek przerw w robocie, gdyż to nadwyręża ich portfele. Z drugiej strony pracownicy tychże zakładów, robotnicy żyjący z pracy najemnej, walczący o prawo do wakacji, czyli płatnego urlopu. Jako, że strajk w dłuższej, okrutnej perspektywie finansowej, nie służy żadnej ze stron, zawarto kompromis, dzięki któremu niemal wszyscy mamy dzisiaj wakacje. Tylko dlaczego są one takie krótkie?
Burt Reynolds nie żyje. Jeden z największych łobuzów w historii Hollywood zmarł na zawał serca w wieku 82 lat. Czytam biografię Reynoldsa i wszyscy, jak jeden mąż, wypisują jedynie o zmarnowanych przez niego okazjach i odrzuconych rolach. A tych było nie mało. Reynolds odmówił zagrania Jamesa Bonda po odejściu Seana Connery'ego. Nie chciał zagrać Hana Solo w Gwiezdnych wojnach" i rola przypadła mało znanemu wówczas Harrisonowi Fordowi. Oddał również Jackowi Nicholsonowi dwie role, za które ten drugi otrzymał Oskary - nie chciał zagrać głównej postaci w Locie nad kukułczym gniazdem" ani wystąpić w Czułych słówkach". Zajęty był wówczas swoimi pasjami, czyli romansami, wyścigami samochodowymi i, przede wszystkim, balangowaniem. A to potrafił jak mało kto. Mimo, że przez wiele lat był najbardziej kasowym aktorem w Hollywood to niemal regularnie składał wniosek sądowy o osobiste bankructwo. Nigdy nie martwił się o stracone role czy kasę, miejsce w historii kina zapewniły mu udziały w takich filmach, jak Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać" Woody'ego Allena czy Nickelodeon" Petera Bogdanovicha. Jednak największą popularność zyskał grając Bandytę w serii Mistrz kierownicy ucieka". Zresztą z tą rolą wiąże się mój osobisty sentyment do Reynoldsa. Oglądałem te filmy razem z ojcem, jeszcze na przegrywanych kasetach video, gdzieś na początku lat dziewięćdziesiątych i jak każdy mały chłopiec marzyłem o brawurowych pościgach samochodowych. Reynolds, i za to należy mu się szacunek, znany był z dystansu do samego siebie, jak również blichtru Hollywood. Zwykł powtarzać, że życie składa się z trzech etapów, czyli młody, stary i świetnie wyglądasz". Tyle. Quentin Tarantino zaangażował Reynoldsa do kręconego właśnie Once Upon a Time in Hollywood". Na tą chwilę brak informacji, czy największy swego czasu łobuz w Hollywood Burt Reynolds zdążył zagrać swoją rolę.

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Bałtyk









Wakacje. Słońce, aloha, plaża, parawany, prażona kukurydza i daktyle. Chlap. Smaruje się kremem, na pysk, na ciało, filtrowany, znaczy z filtrem, co by uchronić się przed zdradzieckimi promieniami, jak podręcznik plażowicza wskazuje. Browar schłodzony powinien wzmagać uczucie błogiego relaksu, ale to siuśki w plastikowym kubku, nalewajka bez gazu, oby z chmielem, dobrze, że coś piany jest. Żona, choć bez ż to tylko ona, biega wokół goniąc córkę, co by jej warstwę kremu na pysk, na ciało, aby ochrona była, chlap, jak podręcznik plażowicza, już wspomniałem. Walka. Bitwa. Potyczki małe i duże. O piach, o piasek, o kawałek plaży, trzeba pod siebie zaganiać, byle więcej, byle więcej. Parawanem go, parawanem. A w parawanach siedzą wielkie grubasy, siedzą i jedzą tłuste kiełbasy. Ach wakacje, ach wakacje, w to mi graj. Saluto.