czwartek, 12 września 2013

Subiektywny przegląd wydarzeń na świecie

To, że w erze internetu czytelnicy masowo odwracają się od prasy drukowanej nie wywołuje już zdziwienia, a jedynie emocje i to tylko u samych wydawców. Ci ostatni przenoszą gazety do świata wirtualnego, by tam walczyć o czytelnika. Jednak, odkąd utracili monopol na dostarczanie informacji, powodzi im się różnie. Wydawcom nie pomoże rynek reklamy prasowej, który drastycznie się kurczy. W samych Stanach Zjednoczonych zmalał z blisko 50 miliardów dolarów w 2005 roku do około 20 miliardów obecnie. Czytelnicy nie zamierzają płacić za informacje na stronach internetowych dzienników, gdyż te same wiadomości mogą odnaleźć za darmo w dostępnych wyszukiwarkach. Osobiście jestem fanem prasy papierowej. Wiem, że to mało ekologiczne zużywać tyle papieru, ale lubię zanurzyć się lekturze, z kubkiem herbaty czy kawy, niekoniecznie patrząc w monitor komputera. Dla mnie problem jest jeszcze innej natury. Czytam przede wszystkim strony poświęcone gospodarce i wydarzeniom ze świata, jednak coraz trudniej znaleźć mi odpowiednie proporcje. O ile wiadomości gospodarcze jakoś dają radę, tak newsy z działów zagranicznych lekko kuleją. Wciąż te same historie, traktowane ogólnikowo, najczęściej dotyczące tego, co wydarzyło się w jednym z państw Unii Europejskiej, w Stanach Zjednoczonych, Rosji bądź w Chinach. Nie zaprzeczam, to często istotne fakty, lecz jest wiele wiadomości, które nie docierają do polskiego czytelnika, zapewne z powodu selekcji, a powinny, gdyż mają ogromne znaczenie, choćby dla polskiej gospodarki. Jestem wielkim fanem bloga o tytule Dział Zagraniczny - Polskiego czytelnika to nie interesuje". Znajdziemy tam informacje o wydarzeniach z zapalnych miejsc świata, których na próżno szukać w serwisach www czy na papierowych stronach polskich dzienników i tygodników opinii. Mój pomysł jest trochę inny. Raz na jakiś czas, niekoniecznie z określoną częstotliwością, napiszę o wydarzeniach, które nie znalazły uznania wśród redaktorów prowadzących, a moim zdaniem są istotne dla polskiego czytelnika. Jakie to mogą być newsy? Jak choćby zgoda rządu Nikaragui na budowę i zarządzanie przez chińską firmę kanałem pomiędzy Atlantykiem a Pacyfikiem. Jakie to może mieć znaczenie dla polskiego czytelnika? Zapytajcie zarządców polskich portów nad Bałtykiem czy podobne historie mogą mieć wpływ na kondycję finansową prowadzonych przez nich przedsiębiorstw, a przede wszystkim zatrudnionych tam pracowników.  
Rząd Nikaragui, na czele z prezydentem Danielem Ortegą, oddał chińskiej firmie HK Nicaragua Canal Development Investment Co. Limited prawa do budowy i zarządzania nowym kanałem przez okres 50 lat. Projekt jest gigantyczny. Kanał łączący Atlantyk z Pacyfikiem ma być większy niż Kanał Panamski i w zamyśle odebrać mu większą część zysków z transportu morskiego. Prezydent Ortega przepchnął ustawę przez parlament w trybie pilnym, wzbudzając przeciw zarówno opozycji, jak i aktywistów zajmujących się ochroną środowiska. Ustawa została przegłosowana przez parlament, mimo, że chińska firma nie ujawniła żadnych planów odnośnie budowy i nie przedstawiła żadnego kosztorysu. Nie przedstawiono również żadnej ekspertyzy dotyczącej skutków takiej inwestycji dla środowiska naturalnego, a jest pewne, że kanał będzie przebiegać przez wielkie jezioro Lago Cocibolca, które jest głównym zbiornikiem wody pitnej w kraju. Rząd jest głuchy na wszelką krytykę, a także na oskarżenia o korupcję. Twierdzi, że budowa kanału rozpocznie się już w przyszłym roku, potrwa 10 lat i już w 2015 roku przyniesie Nikaragui wzrost PKB o 10 punktów procentowych. Firma HK Nicaragua Canal Development Investment Co. Limited to nowe przedsiębiorstwo, zarejestrowane w Hongkongu zaledwie kilka miesięcy wcześniej i należące do tajemniczego magnata Wanga Jinga. A jakie mogą być skutki tych wydarzeń dla polskich terminali przeładunkowych nad Bałtykiem okaże się zapewne, gdy kanał powstanie.
Skoro jestem przy temacie terminali morskich to pod koniec sierpnia wpłynął do portu w Gdańsku największy kontenerowiec na świecie Maersk Mc - Kinney Moller należący do duńskiej firmy Maersk Line. To wydarzenie było szeroko opisywane w polskiej prasie. Statek jest tak wielki, że nie przepłynąłby przez Kanał Panamski. Jednostka ma 400 metrów długości. Imponujące? Dla porównania Pałac Kultury i Nauki w Warszawie jest budynkiem o wysokości 237 metrów. Kontenerowiec jest pierwszym przedstawicielem klasy Triple - E, w zamyśle niezwykle wydajnym, czyli tańszym w użyciu i ekologicznym, więc przyjaznym środowisku. Będzie pływał na najważniejszym obecnie szlaku handlowym na świecie, na trasie pomiędzy Azją a Europą, gdzie aż 90 procent produktów przewożone jest w kontenerach. Skoro napisano o tym w polskiej prasie to dlaczego powtarzam te informacje w tym miejscu? Bo już o fakcie, że trzej najwięksi armatorzy kontenerowi - wspomniany Maersk, a także MSC i CGM, zamierzają na początku nowego roku połączyć swe siły wielką fuzją, znalazłem jedynie w Bloomberg Businesweeku. Dla klientów firmy, wedle obietnic właścicieli, będzie nowa oferta tańszych usług z większą częstotliwością i punktualnością połączeń. Jednak dla niektórych terminali przeładunkowych oznacza to stratę bezpośredniego połączenia z odbiorcą czy nadawcą frachtu morskiego.  Strata jednych oznacza jednak zysk drugich. Terminal DCT w Gdańsku jest przygotowany na przyjęcie największych jednostek pływających, jednak szefowie firmy inwestują dalej i już pod koniec 2016 roku kosztem 300 milionów euro wybudują drugi terminal. Także włodarze sąsiadującego z gdańskim terminalem portu w Gdyni w rozbudowie portu widzą szansę rozwoju i powiększają kanał portowy równocześnie dokupując nowe dźwigi. Wszystko po to, by uprzedzić działania konkurencji, jak choćby budowę terminala przez litewską firmę Klajpeda. 
Tyle na dzisiaj. Pomysł jest. Pozostaje być konsekwentnym i szukać ciekawych wiadomości, zarówno tych pominiętych w polskiej prasie, jak i tych napisanych drobnym druczkiem. Saluto.