poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Baltimore







Ameryka. Kraj nieograniczonych możliwości. Kraina mlekiem i miodem płynąca. Ziemia obiecana. Chlust. Co za gówno. Z każdym łykiem taniego burbona wszystko wydaje się jakby bardziej klarowne. Amerykanie na banknotach i w przysiędze obywatelskiej mają Boga, na co dzień jednak wierzą w mity. Gapię się w telewizor nad barem. Prezydent Donald Trump gada o tym, jaki ten kraj wspaniały, góry wysokie, rzeki rwące, a ludzie gościnni, zaradni i pracowici. Chlust. Łyk gorzały. Ameryka będzie ponownie wielka, jak obiecał obecny prezydent.
Phillips to knajpa w samym centrum Baltimore. Od ponad 30-tu lat serwują tu najlepsze kraby w promieniu kilkuset mil", jak zapewnia mnie Harrison, jeden z kompanów przy stole. Konfrontacja tej opinii z rzeczywistością wypada pomyślnie. Baltimore, największe miasto w stanie Maryland, leży w głębi zatoki Chesapeake, odgrodzone bezpiecznie od Atlantyku półwyspem Delmarva. To ogromne tereny połowów owoców morza. Jemy z apetytem. Korzystając z okazji pytam zgromadzonych przy stole o obecnego prezydenta, jesteśmy raptem kilka miesięcy po wyborach. Krótka konsternacja. Baltimore to od ponad 150-ciu lat bastion Demokratów, dlatego Donald Trump, prezydent wybrany z nominacji partii Republikańskiej, nie ma tu zbyt wielu zwolenników. Chlust. Łyk gorzały. Jako, że rozmawiamy o polityce, Chad, drugi z kompanów biesiady, zagaduje nas czy wiemy, jakim chwalebnym czynem miasto Baltimore zapisało się na kartach historii USA. Otóż to stąd pochodził i w tym mieście tworzył Francis Scott Key, autor tekstu Gwieździsty Sztandar", który jest hymnem państwowym Stanów Zjednoczonych. Tekst hymnu powstał w 1814 roku, w trakcie tzw. drugiej wojny o niepodległość, pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Wielką Brytanią. Francis Scott Key był jednym z negocjatorów po stronie amerykańskiej w trakcie potyczki morskiej w zatoce Chesapeake, gdy flota brytyjska ostrzeliwała Fort McHenry, strzegący Baltimore. Gdy, mimo zmasowanego ataku, obrońcy fortu stawili opór, Francis Scott Key, wskutek wzruszenia na widok amerykańskiej flagi powiewającej niezłomnie nad fortem, napisał pieśń, którą zadedykował obrońcom fortu. Pieśń ta, niemal 120 lat później, w 1931 roku, została oficjalnie zatwierdzona przez amerykański Kongres jako hymn państwowy Stanów Zjednoczonych. Chlust. Przegryzam smak taniego burbona smakiem wybornego kraba. Choć Amerykanie na banknotach i w przysiędze obywatelskiej mają Boga, na co dzień jednak wierzą w mity. Ba. Te mity tworzą fundament wiary w Amerykę, która, według obietnic obecnego prezydenta, ponownie będzie wielka. Saluto.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Nowy Jork







Nowy Jork. Rap w słuchawkach, aparat w ręku, adrenalina, jest dobrze. Głęboki oddech. Do płuc wciągam jedyny w swym rodzaju smród metropolii. Nigdzie indziej nie czuć tak specyficznej woni. Żadne inne miasto nie ma takiego klimatu. Nowy Jork. Nie ma półśrodków. Albo kochasz to miasto i pozwolisz mu się wciągnąć w swe wiry, ale odrzucasz i nigdy więcej nie chcesz tu wracać.
Nogami. Lubię zwiedzać na piechotę. Mam wrażenie, że przeżywam deja vu. Ponad 15 lat minęło od mojego pobytu w tym mieście. Szmat czasu. To był dobry okres. Pomieszkiwałem wówczas trochę na Ridgewood i trochę na Yonkers. Na swój pobyt i utrzymanie zarabiałem pracą przy remontach apartamentów i biurowców. W dni wolne katowałem się pieszymi podróżami po tym mieście, wiedząc, że mój pobyt będzie ograniczony czasowo. Harlem, Little Italy, Tribeca czy Soho to ulubione miejsca. Po dziś dzień z wielkim sentymentem wspominam nocne balangi na Bedford Ave. Nowy Jork. To miasto magnetycznie przyciąga.
Włócząc się nowojorskimi ulicami czuję się trochę jak Holden Caulfield, bohater powieści J.D. Salingera Buszujący w zbożu". To jedna z moich ulubionych książek z młodszych lat. Według mnie głównym wątkiem powieści jest konflikt pomiędzy światem dorosłych a światem dzieci. Nadal uważam, że dzieciństwo to okres w życiu człowieka, w którym rządzi autentyczność i naturalizm, a świat dorosłych jest światem pełnym pozorów, gdzie większość z nas gra lub udaje zamiast być sobą. Tłem powieści są nowojorskie ulice, którymi włóczy się Holden, główny bohater książki Salingera. Kto nie czytał Buszującego w zbożu", temu zdecydowanie polecam. Saluto.