wtorek, 15 stycznia 2013

Morning rush coffee holders


Widziałem to na filmach, widziałem to na własne oczy na ulicy. Rzesze przemierzają ulice miast dzielnie dzierżąc w dłoni kubek kawy. Idą do pracy. To chyba dobrze? Ludzie pracują, zarabiają, zaczną wydawać, konsumpcja napędzi gospodarkę. Tylko patrzeć, aż pożegnamy się z kryzysem. Świat zachodni, czyli Europa, Ameryka Północna i Oceania, przywykł do myśli, że jeśli jest konsumpcja, to znaczy, że gospodarka ruszy i problemy zostaną rozwiązane. I właśnie konsumpcja kawy w papierowym kubku w drodze do pracy jest takim barometrem ekonomicznym. A tu masz, bo konsumpcja kawy rośnie bardzo szybko, ale w krajach Wschodu. Ale nie tylko. Państwa, który dotychczas były głównie postrzegane jako producenci ziaren kawowca, stają się również konsumentami. Na liście dziesięciu największych konsumentów kawy pierwsze sześć miejsc zajmują państwa zachodnie, ale miejsce siódme, zajęte przez Rosję, wywołuje uśmiech na twarzach ekonomistów zajmujących się badaniem konsumpcji. Rosja wyprzedziła Kanadę, która jest ósma, a kolejne miejsca okupują Etiopia i Indonezja. Czy zatem przesunięcie ekonomicznego punktu ciężkości z Zachodu na Wschód" i jednocześnie koniec wielowiekowej dominacji państw zachodnich w światowej gospodarce, cytując określenie Nialla Fergusona, jest faktem? Być może. A czy to, że hektolitry kawy spożywane w krajach Wschodu należą do zachodnich korporacji może być jakimś pocieszeniem? Zapewne marnym. W Vancouver moim ulubionym miejscem, w którym polecam spróbować espresso, jest Petit Ami w markecie na Granville Island, natomiast z oblegających miasto sieciówek mój osobisty ranking wygrywa kanadyjski Blenz. Saluto.