poniedziałek, 16 stycznia 2012

Running the Show: Governors of the British Empire 1857 - 1912

Istniało kiedyś imperium, które rządziło jedną czwartą światowej populacji i zajmowało taką samą część powierzchni ziemi, dominując niemal na wszystkich oceanach. Imperium Brytyjskie było największym imperium w dziejach ludzkości. Powstawało przez niemal 300 lat wskutek działalności handlowej, działalności osadniczej i podbojów monarchii brytyjskiej. Największy rozkwit Imperium Brytyjskiego miał miejsce za panowania królowej Wiktorii, tereny zależne od władzy w Londynie były porozrzucane wówczas po wszystkich kontynentach świata, przez co zyskało miano imperium nigdy niezachodzącego słońca". Tym ogromnym terytorium niełatwo było zarządzać z archipelagu deszczowych wysp na północno - zachodnim wybrzeżu Europy i dlatego właśnie powołano stanowisko gubernatora generalnego, najwyższe w administracji kolonialnej, który sprawował władzę na terytoriach zależnych w imieniu Korony Brytyjskiej. Czy to oznacza, że gubernator generalny opływał w dostatki, miał liczną służbę, wysokie wynagrodzenie, nieustannie podróżował i dodatkowo cieszył się szacunkiem i uznaniem, zarówno w rządzonym przez siebie dominium, jak i w odległym Londynie? Owszem, bywało i tak. Jednocześnie piastowane przez gubernatora stanowisko niosło ze sobą ogromną odpowiedzialność, często oznaczało przytłaczającą samotność, życie w poczuciu zagrożenia ze strony ludów tubylczych i przede wszystkim kłopoty ze zdrowiem przez niemal cały okres pobytu na nieznanym lądzie. Jak wyglądało życie gubernatora, który sprawował władzę w imieniu Imperium Brytyjskiego, opisuje Stephanie Williams w książce Running the Show: Governors of the British Empire 1857 - 1912". Pierwszych gubernatorów w żaden sposób nie przygotowano do objęcia stanowiska. Mało tego, niewiele było wówczas wiadomo na temat miejsca, do którego zostali skierowani. Przekazano im za to listę zadań, które byli zobowiązani wykonać ku chwale Korony Brytyjskiej. Wiliam Thomas Denison przygotowując się do objęcia funkcji gubernatora Tasmanii, gdzie miał spędzić pięć lat, zabrał w podróż ze sobą kilkudziesięciu pracowników i wszystko, co było niezbędne do zbudowania posiadłości, gdyż nie miał żadnej wiedzy jakie zastanie w kolonii warunki. Henry Hesketh Bell omal nie zginął w 1892 roku, w trakcie rejsu na australijskie Złote Wybrzeże. Podczas sztormu zatonęła większość jego towarzyszy. To był jedynie początek. Niemal cały pobyt na australijskim wybrzeżu oznaczał dla Bella walkę z dezynterią, malarią i tropikalną gorączką. Arthur Gordon, pierwszy gubernator Fiji, przez długi okres swego pobytu na tropikalnej wyspie mieszkał wraz z żoną i dwójką dzieci w prowizorycznej chatce z trzciny. Jednak mimo czyhających niebezpieczeństw i niewygód nie brakowało w wiktoriańskiej Anglii śmiałków gotowych ryzykować życie w imię sławy Imperium Brytyjskiego. Dla wielu służba w odległych koloniach była jedyną drogą do polepszenia swego skromnego bytu, które wiedli na Wyspach Brytyjskich. I gdy po latach powrócili w swe rodzinne strony, bogaci i obdarowani w tytuły szlacheckie, okazało się, że nikt na nich nie czekał, a praca, której poświęcili swe życie, dla większości Brytyjczyków była mało istotna. Także dziś, dawno po rozpadzie Imperium Brytyjskiego, praca gubernatorów generalnych nie cieszy się zbytnim zainteresowaniem, nawet wśród historyków. Tym bardziej uważam, że warto przeczytać książkę Stephanie Williams Running the Show: Governors of the British Empire 1857 - 1912". Jak dotąd nie ukazał się polski przekład, być może jedno z wydawnictw w Polsce wkrótce się pokusi. Saluto.