czwartek, 16 grudnia 2010

Made in Asia

Patrzę z uwagą na metki. Koszulka, którą mam na sobie, została wyprodukowana w Bangladeszu, spodnie w Wietnamie, gacie i skarpety w Kambodży. Komputer, na którym wystukuję ten tekst, zbudowano w Chinach. Lustrzanka cyfrowa, której zazwyczaj używam, została wyprodukowana w Tajlandii. Co to oznacza? Odpowiedź, że jest to obniżenie kosztów produkcji przez przeniesienie jej tam, gdzie jest tania siła robocza, jest półprawdą i uproszczeniem. Faktycznie oznacza to, cytując określenie Nialla Fergusona, przesunięcie ekonomicznego punktu ciężkości z Zachodu na Wschód" i jednocześnie koniec wielowiekowej dominacji państw zachodnich w światowej gospodarce. A to dopiero początek. Azjaci, szczególnie Chińczycy, przestali być producentami taniej tandety. Inwestują w nowe technologie i w wielu dziedzinach zaczynają wyprzedzać państwa zachodnie. Zakładając, że gospodarka światowa to gra o sumie zerowej, gdzie zysk jednych oznacza stratę dla drugich, nie wygląda to optymistycznie dla Zachodu. Paradoksalnie ów punkt ciężkości został przesunięty wskutek faktu, że państwa zachodnie odchodzą od filarów mądrości gospodarczej wyznawanych przez wieki, takich jak pragmatyzm i rozsądna polityka gospodarcza, tymczasem państwa azjatyckie, dzięki ukierunkowaniu na te filary, notują rekordowe wzrosty gospodarcze. Obecny kryzys finansowy, o czym piszą ekonomiści i politolodzy, jest skutkiem zauroczenia się Stanów Zjednoczonych ideologią nieskrępowanego wolnego rynku i nadmiernie rozdmuchaną konsumpcją. Kryzys bardzo szybko przelał się na inne zachodnie państwa, ściśle powiązane gospodarczo z USA. Tymczasem w państwach azjatyckich, które notują wzrost i opierają się kryzysowi, udało się połączyć kapitalizm z rozsądną kontrolą ze strony rządów. Także ogromne inwestycje, które przeznaczają państwa Azji w rozwój nowoczesnych technologii, powinny skłonić rządy państw zachodnich do przemyśleń na temat swej polityki gospodarczej. Gdy uczelnie techniczne w Azji pękają w szwach od nadmiaru studentów, na Zachodzie brak jest chętnych do nauki. Powód jest prozaiczny: brak inwestycji oznacza w prosty sposób brak możliwości rozwoju. Gdy wybuchł kryzys wieszczono, że rozleje się na cały świat, tymczasem gospodarki państw azjatyckich przyśpieszyły, nastawiając się na popyt wewnętrzny i inwestycje w nowe technologie. Dzisiaj, odwrotnie niż przez wieki, świat zachodni powinien uczyć się od Azji jak poprawnie zarządzać gospodarką. Pomijam tutaj kwestie wolności i praw człowieka, które są argumentem przeciwko azjatyckiemu modelowi gospodarki. Azjaci, których znam, bardzo często tyrają od rana do wieczora, jednak nie słyszałem, by ktoś z nich narzekał. Co zatem? Pozostaje wierzyć, że renesans następuje po średniowieczu cyklicznie, szczególnie w gospodarce. Oby rację miał Jeremy Rifkin, ekonomista i politolog, który twierdzi, że już wkrótce czeka nas trzecia rewolucja przemysłowa. Rewolucja, która stworzy nowe miejsca pracy w trzecim sektorze" gospodarki wolnorynkowej, czyli w usługach socjalnych i komunalnych. Czy to jednak zbytnio nie zalatuje utopijną wizją państwa bezklasowego forsowaną przez faceta, który nazywał się Karol Marks? Mam nadzieję, że nie. Saluto.

czwartek, 9 grudnia 2010

Backstage

Przede wszystkim dziękuję za maile i jednocześnie przepraszam, że nie odpisałem na wszystkie. Starałem się za to, by na blogu pojawiały się w miarę możliwości ciekawe wpisy. Hongkong, Tajlandia, Laos i Wietnam. Zabrakło czasu, by zajrzeć do Kambodży i Makau, co może być dobrym pretekstem, by tam powrócić. Tymczasem trzeba się na nowo zorganizować i odpowiedzieć sobie na ważne i zasadnicze pytanie: co dalej? Saluto.