niedziela, 31 grudnia 2017

Dwatysiąceosiemnasty

Trzask, prask, huki, puki, już jutro dwatysiąceosiemnasty. Szampan, kawior i zabawa. Kończymy stary, wierzymy w nowy. Co może się wydarzyć w 2018 roku? Możemy oczekiwać nieoczekiwanego. Od dawien dawna historia polityczna świata to historia konfliktów, po zakończeniu których następuje okres względnego spokoju i ładu, poparty powstaniem różnych sojuszy, często wedle nowych, zapisanych reguł. Owe reguły po pewnym czasie tracą na aktualności, należałoby je zreformować, jednak zanim to ma miejsce, zazwyczaj wybucha konflikt, po którym świat wraca do punktu wyjścia. Straty ogromne, któż to jednak liczy, przecież człowiek, choć ssak naczelny, nie uczy się na błędach, nie wyciąga wniosków z przeszłości. Owszem, tuż po, zanim opadnie pył, patrzymy w przyszłość, przysięgamy, że już nigdy więcej, lecz reguła ta dotyczy zazwyczaj kilku pokoleń. A potem basta, ponownie rusza kwiat narodu, matki lament, jednak ludzkość nie uczy się na błędach przeszłych pokoleń. Co zatem wydarzyć się może w 2018 roku?
Dwóch gości, wybujałe ego, fryzury okropne, podrajcowani atomowymi guzikami. Donald Trump i Kim Dzong Un. Przywódcy USA i Korei Północnej grają w dziwną grę, tymczasem reszta świata się przygląda. Czy wybuchnie konflikt, który może doprowadzić do kolejnej wojny światowej? Biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie możliwe prowokacje ze strony Korei Północnej już się dokonały, a Stany Zjednoczone nie zdecydowały się na faktyczną ripostę, pozwala mieć nadzieję, że chłopaki powstrzymają swoje zapędy, a świat uniknie koszmaru wojny. Ponadto, ustalone na początek stycznia 2018 roku, pierwsze po latach spotkanie dyplomatyczne przedstawicieli obydwu Korei daje nadzieję, że kryzys został, choćby czasowo, zażegnany. Czy to jest dobra wiadomość? Każdy kij ma dwa końce. Brak zdecydowanej reakcji prezydenta USA na atomowe prowokacje ze strony Korei Północnej mógł zostać odczytany przez przywódców Chińskiej Republiki Ludowej jako oznaka słabości. Władze w Pekinie kontynuują ekspansję gospodarczą i militarną na cały świat, zbrojąc się przy tym na potęgę. Oczy wszystkich zwrócone są na Koreę i USA, tymczasem Chińczycy mają największy na świecie hydroplan, pierwszy chiński lotniskowiec przeszedł gruntowny remont i posiada już zdolność bojową, a chińska marynarka wojenna coraz odważniej poczynia sobie na spornych wodach Morza Południowochińskiego, budując tam bazy wojskowe. Mało tego. Chińczycy swoją wzmożoną aktywnością zaniepokoiły władze w New Delhi. O tym, że w sporze pomiędzy Indiami a Pakistanem władze z Pekinu trzymają stronę tych drugich, wszyscy wiedzieli od dawna, ale sojusze Chin ze Sri Lanką lub Malediwami mają prawo niepokoić Hindusów. Czy zatem to może być punkt zapalny dla świata? Żeby dać szaleństwu zadość, Bliski Wschód (geograficznie jest to wschód tylko z naszej perspektywy) także jest w stanie wrzenia. Aktorem, który wysunął się na pierwszy plan w ostatnich dniach, jest prezydent USA Donald Trump. Tak, tak, ten samo gość z tą samą fryzurą. Prezydent USA publicznie uznał Jerozolimę za stolicę Izraela, podsycając tym samym konflikt pomiędzy Izraelczykami a Palestyńczykami. Tuż po trywialnym przemówieniu Trumpa, władze Organizacji Wyzwolenia Palestyny i Hamasu zapowiedziały kolejną intifadę, jak również wezwały pozostałe państwa arabskie do zerwania stosunków dyplomatycznych z USA. Spór o status Jerozolimy trwa od 1947 roku, a obecna deklaracja prezydenta Stanów Zjednoczonych może zniweczyć na dobre próby procesu pokojowego w tym rejonie świata. Ale Bliski Wschód (powtarzam, z punktu widzenia geografii jest to wschód jedynie dla nas) to nie tylko Ziemia Święta. Siedzący okrakiem na roponośnych złożach szejkowie także rozgrywają talię kart, która może grozić wybuchem konfliktu. Arabia Saudyjska, Bahrajn, Zjednoczone Emiraty Arabskie do spółki z Egiptem zerwały stosunki dyplomatyczne z Katarem. Ba. Arabia Saudyjska wraz z pozostałymi państwami oskarża publicznie Katar o wspieranie organizacji terrorystycznych i finansowanie ich działania. Wszystko zapewne rozegrałoby się w jednym kotle, gdyby nie fakt, że z tylnego fotela wpływ na sytuację mają Persowie, ups, przepraszam, Irańczycy. Iran, od momentu upadku irackiego reżimu Saddama Husajna w drugiej wojnie w Zatoce Perskiej i tym samym zaburzenia równowagi w rejonie, nieustannie rośnie w siłę. Teheran, wykorzystując krzywdę arabskich szyitów, rozpycha się łokciami odnosząc sporo zwycięstw, jak choćby w Iraku, Syrii czy Jemenie. Persowie, ups, raz jeszcze przepraszam, Irańczycy to potęga militarna, z armią doświadczoną w boju, dużymi siłami w marynarce i artylerii, a co najważniejsze, z programem nuklearnym, którego celem jest posiadanie bomby atomowej. Oczywiście, wszystko to byłoby mniej ważne, gdyby Saudyjczycy i spółka mogli być pewni swego sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, lecz dzisiaj, w erze gazów łupkowych i szalonego prezydenta z blond czupryną, sojuszu być pewni nie mogą. Tymczasem Iran już zacieśnia swoje stosunki z Rosją i Turcją, wykorzystując różnice poglądów na forum międzynarodowym dotyczącą sytuacji w Syrii. Oczywiście, żadną tajemnicą nie jest fakt, jak duży wpływ na sytuację w regionie mają władze w Moskwie, którym przewodzi kolejny gość z wybujałym ego, Władimir Putin. Rosja, która nigdy nie obudziła się z letargu po upadku Związku Radzieckiego i nadal wierzy, że jest największą potęgą we współczesnym świecie, poczynia sobie odważnie do tego stopnia, że sama prowadzi proces pokojowy dotyczący konfliktu syryjskiego. Pod koniec stycznia 2018 roku ma zostać zorganizowany w rosyjskim Soczi Syryjski Kongres Dialogu Narodowego. Tajemnicą poliszynela jest, że syryjskie władze, strona w krwawym konflikcie, który rozgrywa się na terenie ich państwa, mają wsparcie władz Kremla. A przecież Rosja to (a jednak) również Europa (geograficzne współrzędne mogą to potwierdzić), czyli bardzo blisko nas wszystkich. Co to może dla nas oznaczać? Unia Europejska to największe osiągnięcie społeczne i polityczne w historii Starego Kontynentu. I ten niesamowity w założeniu, i nie tylko, projekt przechodzi właśnie najpoważniejszy w swej historii kryzys. Niczym Kasandra od paru lat wypisuję na tym blogu czarne scenariusze, dotyczące projektu zjednoczonej Europy, i dzisiaj jestem przerażony faktem, że znaczna część moich zapowiedzi ma miejsce. We współczesnym, zglobalizowanym świecie, gdzie prym wiodą potęgi, jedynie zjednoczone państwa europejskie mogą mieć znaczenie i siłę argumentów gospodarczych i politycznych. Czy USA, Chiny bądź Rosja podejmą poważny dialog z którymś z państw Europy, gdy nie będzie za nim stał największy projekt polityczny, jakim jest Unia Europejska? Nie sądzę. W świecie strategicznych sojuszy Europejczycy ponownie wyjmują szabelki i zamiast prezentować jedność i wspólnotę, walczą o swoje małe interesy. W historii było to już dwukrotnie, przed I i II wojną światową. Jak napisałem w pierwszy akapicie, od dawien dawna historia polityczna świata to historia konfliktów, po zakończeniu których następuje okres względnego spokoju i ładu, aż do momentu kolejnej erupcji. A tyle razy człowiek, przecież ssak naczelny, zarzekał się, że nigdy więcej. Już jutro dwatysiąceosiemnasty. Trzask, prask, huki, puki. Trzymajmy się, będzie trzęsło. Saluto. 
P.S. Tak, tak, wiem, że dwatysiąceosiemnasty" jest napisane niezgodnie z pisownią, ale cóż, tak mi pasuje wizualnie i tak też zostawiam. Wrażliwych na tym punkcie serdecznie przepraszam.  

niedziela, 10 grudnia 2017

Łubu-dubu! Niech żyje prezes naszego klubu!







Okazja jest, szansa będzie na to, że ukryty niemal w każdym z nas Wiesław Jarząbek ponownie będzie mógł wyśpiewywać pieśni pochwalne na cześć swego przełożonego. Patetycznie, głośno i donośnie. A nuż uda się wyśpiewać awans jakiś, posadę, karierę, byt lepszy, lepszejszy aniżeli inni, również śpiewający, choć jakoś tak niemrawo, mniej donośnie. Wszyscy chórem, sztandary w górę, a następnie do apelu. Bo przecież życie to teatrzyk, nikt się nie ogląda, każdy patrzy, jak zdobyć najlepszą rolę, najlepiej raz, dwa, trzy". 
Czy demokracja, system niedoskonały, ale wciąż najlepszy twór polityczny, jeszcze istnieje? Niewątpliwie, jeśli jeszcze jest w niej jakiekolwiek tchnienie, to ma się kiepsko. Demokracja ma, lub raczej miała, zapobiegać sporom, doprowadzać do kompromisu w każdej istotnej sprawie politycznej, w konsekwencji nie dopuścić nigdy do konfliktu. Jeśli tak to uważam, że demokracji już nie ma. Blefuję? Zmysły postradałem? Przy okazji kolejnej miesięcznicy, demonstracji czy marszu z obojętnie jakiego powodu, rozdajmy proszę wszystkim broń białą a odgłos skrzyżowanej stali zakłóci dźwięki muzyki. Wkrótce wszyscy będą walczyć ze wszystkimi. Gdy demokracja działa poprawnie, spory na tematy polityczne powinny mieć miejsce jedynie w parlamencie, nigdy na ulicy. Gdy demokracja trwa to spory są na argumenty, nigdy nie ma w tym siły fizycznej. I gdy demokracja działa to nigdy nie ma miejsca sytuacja, że mniejszość narzuca całej reszcie społeczeństwa swą wolę, zastępując zastany porządek prawny regulacjami, które są wbrew ustawie zasadniczej, jaką jest Konstytucja.
Na fotografiach dokumentacja ostatnich tygodni. Budzik, pobudka, śniadanie i do roboty. Dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Dziś, będąc ojcem i widząc jak szybko rośnie Jagodowa, zaczynam łapać jak szybko czas umyka. Rozgrzebane na biurku książki, filmy niedokończone, płyty w nieładzie. Kilka podróży służbowych, mało wakacji, jeno robota. Jednak, jeśli mam rację, biorąc pod uwagę co napisałem akapit powyżej, już wkrótce na pytanie jak żyć Panie Premierze", władza będzie miała gotowe odpowiedzi. Wówczas, jak to w każdym systemie totalitarnym, nastanie stan powszechnej euforii i szczęścia a wszelkie dylematy zostaną prawnie zakazane. Więc na cholerę się zamartwiać?

poniedziałek, 27 listopada 2017

Notes








W obliczu świata pędzącego ku przepaści stać nas już tylko na ślepy optymizm. Świat zmierza donikąd, pędzi ku mamonie, ludzkość nie ma właściwego kierunku, chciwość to dziś cnota, katastrofa czai się za rogiem, wszystko zamknięte w obłąkanym cyklu od porządku do chaosu. Czy kiedykolwiek wyciągniemy wnioski z tego, co już było, tak, by nie powtarzać błędów i nie wzywać demonów przeszłości? Nie sądzę. Ba. Jest wręcz odwrotnie. Dzisiaj wszyscy bierzemy udział w eksperymencie, który nazwano postępem, głośno ku chwale rozwoju, trochę ciszej ku maksymalizacji zysków. Daliśmy sobie wmówić, że najważniejsze sprawy w życiu mają mieć miejsce w trzecim kwartale, asap, tak, aby zdążyć przed deadline'em". Hipokryzja. Czytaliście Jądro Ciemności" Conrada? Miejscem akcji, która rozgrywa się w XIX wieku, jest Wolne Państwo Kongo, które wbrew nazwie dla mieszkańców wolne nie jest, wręcz odwrotnie, to miejsce okrutnej kaźni w imię zysku korporacji kauczukowej. Wydarzenia mają miejsce w 1980 roku, gdy Joseph Conrad odbył swoją podróż do ówczesnej belgijskiej kolonii na pokładzie statku Roi des Belges". Jak wygląda Kongo dzisiaj, niemal 130 lat po wydarzeniach opisanych w książce Jądro Ciemności"? Dziś w Kongu, w straszliwych warunkach, nie odbiegających wcale od opisanych przez Conrada w jego mrocznym opowiadaniu, wydobywa się tantal, pierwiastek niezbędny do produkcji przenośnych urządzeń elektrycznych. I tak obecnie jakiś Steve Jobs czy inny wizjoner, jak wówczas światły poniekąd król Leopold, może opowiadać, że produkuje nowego smartfona, by zmienić świat na lepszy. Aleśmy naiwni. Od zarania dziejów po wsze czasy. Zakończę na dziś moje cyniczne wywody, lepiej pójdę z kumplami na piwo. Teraz wszyscy rozbijamy browar lewą nogą. Saluto.

niedziela, 12 listopada 2017

Pogoda dla bogaczy








Akademicy z dziedzin nauk, jakimi są ekonomia i psychologia, zjednoczyli swoje siły i stanęli wobec mojej skromnej osoby w szranki. Zarówno jedni, jak i drudzy, twierdzą bowiem, że tak zwany kryzys wieku średniego ma miejsce przede wszystkim w przypadku osobników płci męskiej, zaczyna się w okolicach 37 roku życia i dotyczy poczucia satysfakcji życiowej. O ile zatem do tego fragmentu definicji mógłbym podejść racjonalnie, twierdząc, że coś w tym jest, o tyle druga część jest w moim przypadku kompletnie na bakier z rzeczywistością. Otóż ponoć zjawisko kryzysów związanych ze średnim wiekiem dotyczy głównie państw wysoko rozwiniętych, gdzie człowiek, przypominam, osobnik płci męskiej w okolicach 37 roku życia, ma zazwyczaj ugruntowaną pozycję materialną i zawodową, zatem może sobie pozwolić na rezygnację z wyścigu za kasą, robotą i walką o utrzymanie rodziny. Doprawdy? W moim przypadku trudno mówić o ugruntowanej pozycji materialnej i zawodowej. Tyram w branży, gdzie rotacja pracowników jest standardem, a zarobki, pomijając splendor podróży służbowych po świecie, raczej nie pozwolą na szybką rezygnację z udziału w wyścigu za mamoną. Kraj? Pędząca gospodarka czy raczej ojczyzna w potrzebie? Kraj w którym mieszkam, zdecydowanie nie należy do szacownego grona państw wysoko rozwiniętych. Ba. Pytanie czy kiedykolwiek będzie u progu wejścia do takiego zacnego towarzystwa.
Na fotografiach powyżej dokumentacja z ostatnich tygodni. Zdjęcia publikuję z około dwumiesięcznym opóźnieniem, tyle bowiem zajmuje mi zabawa z analogowym mju. Przy okazji zapytam czy nie ma ktoś na zbyciu takiego właśnie aparatu? Może wśród starych klamotów z dzieciństwa znajdzie ktoś taki sprzęt, wówczas chętnie odkupię. Jeśli sami nie posiadacie to może warto zapytać rodziców o takie cacko. Będę wdzięczny za info. Saluto.