poniedziałek, 30 marca 2015

Cztery pory roku Antonio Vivaldiego








Jak to jest faktycznie z cyklem życia w naturze? Rzut pamięcią do szkoły podstawowej, wówczas miałem ostatnie zajęcia z biologii, by przypomnieć sobie, że każda forma życia, nie tylko człowiek, przeżywa narodziny, dorasta i rozwija się, by następnie się zestarzeć i odejść niechybnie. Stary ustępuje miejsca młodemu. Wiosna, lato, jesień, zima. Cykl życia w naturze, wydaje się, przekłada się na wszelkie inne i ma zastosowanie wszelakie, jak cykl życia społeczeństwa, organizacji, produktu itp., a człowiek, ponoć najbardziej rozwinięta forma życia, nie wypracował dotąd sposobu, by tą spiralę zatrzymać. Ba, to człowiek właśnie, gatunek homo sapiens, przez swe wady i niedoskonałości, takie jak chciwość, rządza władzy, arogancja i wiele innych, sprawił, że po każdym etapie rozwoju, następuje dramatyczny rozkład. W historii ludzkości wojna i pokój występują cyklicznie, trudno wręcz jednoznacznie określić, które jest następstwem pierwszego. Po wojnie zapanował pokój - przemawiają do nas bohaterowie opowiadań, książek czy filmów, wlewając w nas pokłady nadziei. A może to wojna następuje po okresie pokoju, gdy znudzony i wyzuty z uczuć człowiek potrzebuje podbudować swoje ego i pomachać szabelką? Czytasz ten tekst i nie wiesz o co mi chodzi. Jaka wojna do cholery! Zatem usiądź w swoim fotelu, włącz telewizor, przełącz na kanał z wiadomościami i złap głęboki oddech. Sytuacja na Ukrainie, a to przecież tuż za wschodnią granicą naszego państwa. Wojny w Syrii, Afganistanie, Iraku i cholera wie, gdzie jeszcze. Napięcie pomiędzy Chinami i Japonią. Gdzieś tam majaczy Korea Północna ze swym arsenałem. A na dodatek Państwo Islamskie, Al - Ka'ida i zamachy terrorystyczne, które mogą mieć miejsce niemal w każdym zakątku globu. I z tym wszystkim począć? Przeczytałem rewelacyjny artykuł I ruszył kwiat młodzieży z narzędziami mordu", którego autorem jest profesor idei i politolog Anna Wolff - Powęska. Tekst wbił mnie w fotel. To analiza sytuacji, która doprowadziła do wybuchu I wojny światowej. Wówczas to, pisałem już o tym na blogu uprzednio, ambicje mocarstw i ich szalonych władców doprowadziły do konfliktu, który uczynił z Europy cmentarzysko. I tak jak dzisiaj, tak wówczas, wszyscy zapewniali, że wojna nie nadejdzie, gdyż świat jest zbyt powiązany gospodarczo i finansowo. Aby na pewno? A może współczesny świat jest w ostatniej fazie cyklu? Oby to były jedynie obawy i lęki, wywołane nadmierną ilością wiadomości. 
Tymczasem w prawdziwym życiu w moim odtwarzaczu obraca się nowy kompakt Kendricka Lamara. Czy cykl życia w naturze można zastosować także w przypadku gatunku muzyki? Myślałem, że prawdziwy hip - hop odszedł niechybnie pod koniec lat dziewięćdziesiątych, tymczasem album To Pimp A Butterfly" każe mi wierzyć, że nie miałem racji. Kendrick Lamar nagrał rewelacyjny album, w którym z odwagą i rozmachem przedziera się przez tradycję czarnej muzyki, łącząc hip - hop ze współczesną awangardą. W internetowym serwisie Spotify w ciągu doby album przesłuchało ponad 9,6 miliona fanów, bijąc wszelkie dotychczas ustanowione rekordy. Sprawdźcie ten album. Naprawdę warto. Saluto.

wtorek, 10 marca 2015

Hey Mzungu, unafanya nini hapa?









Podmuch rozgrzanego afrykańskiego powietrza uderzył znienacka, tuż po tym, jak opuściłem klimatyzowane wnętrze samolotu. Fala gorąca niemal natychmiast przeszyła całe ciało. Krótki spacer po płycie lotniska, który zazwyczaj jest jak lekarstwo po wyczerpującym locie, tym razem nie przyniósł zwyczajowej ulgi. Żar lał się z nieba. Chwiejnym krokiem przekroczyłem próg hali przylotów, gdzie, z wycelowanym w moim kierunku termometrem stał niewzruszony funkcjonariusz służby medycznej. Gdybym miał podwyższoną temperaturę, to byłby koniec mojej podróży. Cała Afryka boi się eboli. Następnie rozmowa ze strażnikiem granicznym. Rubaszny jegomość przez dłuższą chwilę wypytywał mnie o cel przyjazdu. Całkiem absurdalny splot wydarzeń sprawił, szczęśliwie dla mnie rzecz jasna, że zostałem delegatem na konferencję, która miała odbyć się w tanzańskim Dar es Salaam. Strażnik, zerkając na mnie bacznie, co rusz zadawał kolejne pytania, trzymając mnie w napięciu. Po chwili uśmiechnął się, ukazując klawiaturę białych zębów, zamachnął ramieniem, wbijając mi w paszport stempel, po czym rzekł uroczyście - Witamy w Tanzanii.
Na fotografiach dokumentacja odbytej podróży. To był mój pierwszy pobyt na Czarnym Lądzie. Afryka zawsze budziła we mnie respekt i pokorę, choćby ze względu na występujące tam choroby i wojny, dlatego, jak dotąd, traktowałem ten kierunek świata w kategorii może kiedyś". Tymczasem, jak to często bywa, życie napisało inny scenariusz. Na krótko przed podróżą starałem się znaleźć literaturę dotyczącą Tanzanii, szczególnie okresu, gdy tereny te wchodziły w skład Niemieckiej Afryki Wschodniej, jednak nic ciekawego nie znalazłem. Jeśli ktoś może polecić jakąś ciekawą książkę, to proszę o wiadomość na mejl. Saluto.