niedziela, 28 sierpnia 2016

Lemoniada










Zwykłe życie. Pobudka, prysznic, śniadanie i do roboty. Czasem w pracy jest fajnie, czasem nie. Po robocie na trening, w odwiedziny do sióstr, rodziny lub znajomych. Poczytać książkę lub obejrzeć film. W dni wolne do knajpy, do kina lub na koncert. To wszystko i aż to wszystko. Bez wielkich ekscytacji, ba rutyna. Oczywiście pojawienie się Jagody weryfikuje na bieżąco te codzienne przyjemności, ale rewolucji nie było i mam nadzieję, że nie będzie. Nie byłoby tragedii w tej pozornej monotonii, gdyby nie jeden feler, mianowicie fakt, że należę do najbardziej prześladowanej mniejszości światopoglądowej we współczesnym świecie. Jaka to mniejszość? Różne nazwy są w użyciu, najczęściej jednak nazywani jesteśmy pesymistami, malkontentami, marudami i krytykami rzeczywistości. W dobie tyranii szczęścia i pozytywnego myślenia nie jest łatwo pozostać sobą, gdy reprezentuje się tak nikczemnie pesymistyczną postawą życiową. W tych okolicznościach znalazłem i z wypiekami na twarzy przeczytałem artykuł Gabrielle Oettingen, profesor psychologii z Uniwersytetu Nowego Jorku, zatytułowany Przestań być tak pozytywnym". Oettingen wymienia zalety zrzędzenia, marudzenia, pesymizmu i awanturnictwa. Mało tego, przedstawia naukowe dowody na to, że hura optymizm i jedynie pozytywne myślenie może mieć niespodziewanie negatywne skutki, tymczasem ponuracy i pesymiści mają wielkie szanse by żyć dłużej, więcej zarabiać, tworzyć szczęśliwsze związki i być bardziej kreatywnymi od fanatyków pozytywnego myślenia. Ciekawy tekst, warto poczytać, zdecydowanie polecam.
Od kilku tygodni w kompakcie obraca się ostatnia płyta Beyonce Lemonade". Genialna płyta. Mieszanka gatunków, ostre teksty i goście, których Beyonce zaprosiła do wspólnych nagrań. Rozwala mnie kawałek z Kendrickiem Lamarem, surowa kompozycja z Jackiem White'em czy piosenka z nieznanym mi dotychczas niejakim The Weeknd. Ale mój numer jeden na całej płycie to utwór Daddy Lessons". Czy muszę tłumaczyć dlaczego? Nie sądzę. Warto posłuchać ostatniej płyty Beyonce, jest orzeźwiająca niczym dobra lemoniada.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Kiedy śmieje się dziec­ko, śmieje się cały świat











Po pierwsze, kiedy na zewnątrz upały, lepiej nie wychodzić z dzieckiem na spacer, bo dostanie udaru. Po drugie, kiedy temperatura na zewnątrz spada, lepiej nie wychodzić z dzieckiem na spacer, bo się przeziębi. Po trzecie, karmić dziecko regularnie, gdyż najważniejsze jest, by wyrobić u dziecka stałe nawyki. Po czwarte, nie kąpać dziecka zbyt późno, bo cholera wie dlaczego. Po piąte, wracać z pracy prosto do domu, bo tylko tak postępuje odpowiedzialny rodzic. Po szóste, nie planować wakacji w najbliższym okresie, bo dziecko jest za małe, by mogło podróżować dalej niż do swojego pediatry. Po siódme, cholera wie, co po siódme. Po ósme również nie wiem, ale wyliczanka może trwać bez końca. Stop. Przerwa. Dość lamentu. Jak w tym chaosie przetrwać? Grzecznie postępować z wytycznymi czy iść na konflikt, gdy dyplomacja zawodzi? Przede wszystkim nie zwariować. Zachować zdrowy rozsądek i żyć po swojemu. A może spakować graty i wyjechać tam, gdzie nikt nas nie znajdzie, choćby na Grenlandię? Tak uczynił Wally Herbert, słynny brytyjski polarnik, pisarz, myśliwy i odkrywca. Nie chcąc rozstawać się z rodziną, tuż po narodzinach swojej córki Kari, przeprowadził się do lodowej krainy, gdzie zamieszkał wśród Inuitów, dawniej nazywanych obraźliwie Eskimosami. Czy to było rozsądne? Przypadkiem, wertując gazety w jakiejś kawiarni, natknąłem się na wywiad z Kari Herbert, dziś uznaną dziennikarką, która wspomina swojego ojca z wielką czułością i przekonuje, że najważniejszym podarunkiem, jaki otrzymała od rodziców, było umiłowanie swoich pasji i wiara we własne marzenia. 
Kofeina. Kofeiną próbuję zagłuszyć psychosomatyczne rozkojarzenie. W nocy nie śpię, natłok myśli nie pozwala zasnąć, w dzień nie do końca jestem na jawie, bom cholernie niewyspany. Emocje są niesamowite. Dzisiaj mogę uczciwie napisać, że przez lata, skupiony na swoich egoistycznych zachciankach, przegapiłbym coś wspaniałego. Wiem, to mantra, którą powtarzają wszyscy rodzice zakochani w swoich dzieciakach, ale podpisuję się pod tym całym sercem. Uśmiech, którym mała pociecha obdarzy od niechcenia swoich rodziców, jest warty tych wszystkich nieprzespanych nocy, zasranych pieluch i cholera wie, czego jeszcze. Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat", jak napisał Janusz Korczak. Jest w tym ogrom racji. Saluto.