poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Kiedy śmieje się dziec­ko, śmieje się cały świat











Po pierwsze, kiedy na zewnątrz upały, lepiej nie wychodzić z dzieckiem na spacer, bo dostanie udaru. Po drugie, kiedy temperatura na zewnątrz spada, lepiej nie wychodzić z dzieckiem na spacer, bo się przeziębi. Po trzecie, karmić dziecko regularnie, gdyż najważniejsze jest, by wyrobić u dziecka stałe nawyki. Po czwarte, nie kąpać dziecka zbyt późno, bo cholera wie dlaczego. Po piąte, wracać z pracy prosto do domu, bo tylko tak postępuje odpowiedzialny rodzic. Po szóste, nie planować wakacji w najbliższym okresie, bo dziecko jest za małe, by mogło podróżować dalej niż do swojego pediatry. Po siódme, cholera wie, co po siódme. Po ósme również nie wiem, ale wyliczanka może trwać bez końca. Stop. Przerwa. Dość lamentu. Jak w tym chaosie przetrwać? Grzecznie postępować z wytycznymi czy iść na konflikt, gdy dyplomacja zawodzi? Przede wszystkim nie zwariować. Zachować zdrowy rozsądek i żyć po swojemu. A może spakować graty i wyjechać tam, gdzie nikt nas nie znajdzie, choćby na Grenlandię? Tak uczynił Wally Herbert, słynny brytyjski polarnik, pisarz, myśliwy i odkrywca. Nie chcąc rozstawać się z rodziną, tuż po narodzinach swojej córki Kari, przeprowadził się do lodowej krainy, gdzie zamieszkał wśród Inuitów, dawniej nazywanych obraźliwie Eskimosami. Czy to było rozsądne? Przypadkiem, wertując gazety w jakiejś kawiarni, natknąłem się na wywiad z Kari Herbert, dziś uznaną dziennikarką, która wspomina swojego ojca z wielką czułością i przekonuje, że najważniejszym podarunkiem, jaki otrzymała od rodziców, było umiłowanie swoich pasji i wiara we własne marzenia. 
Kofeina. Kofeiną próbuję zagłuszyć psychosomatyczne rozkojarzenie. W nocy nie śpię, natłok myśli nie pozwala zasnąć, w dzień nie do końca jestem na jawie, bom cholernie niewyspany. Emocje są niesamowite. Dzisiaj mogę uczciwie napisać, że przez lata, skupiony na swoich egoistycznych zachciankach, przegapiłbym coś wspaniałego. Wiem, to mantra, którą powtarzają wszyscy rodzice zakochani w swoich dzieciakach, ale podpisuję się pod tym całym sercem. Uśmiech, którym mała pociecha obdarzy od niechcenia swoich rodziców, jest warty tych wszystkich nieprzespanych nocy, zasranych pieluch i cholera wie, czego jeszcze. Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat", jak napisał Janusz Korczak. Jest w tym ogrom racji. Saluto.