poniedziałek, 24 lutego 2014

Cisza

Cisza. W tym wszystkim najtrudniejsza jest wszechogarniająca cisza. Rytm ostatnich miesięcy wyznaczała praca aparatu tlenowego, godziny podawania posiłków do pega i zmiany plastrów morfinowych. Grafik, w którym każdy błąd, każde potknięcie, każde niedopatrzenie oznaczało cierpienie. I rozpacz. Był to trudny czas dla nas wszystkich, dla mnie i dla moich sióstr, ale także dla wielu osób, które nam pomagały. Być może zabrzmi to egoistycznie, lecz obym nigdy nie dowiedział się, jak trudny był to czas dla mojej mamy. Jest jednak coś szczególnego w tym okresie. Choć mama była jednym z moich najbliższych przyjaciół, prawdziwym od serca kumplem, to jednak dopiero w tym trudnym czasie mieliśmy możliwość porozmawiać o tym, co jest naprawdę w życiu ważne. Mama zmarła 30 stycznia, ponad rok po diagnozie, choć lekarze we wstępnych ocenach prognozowali 3 miesiące. Przy chorobach onkologicznych często słyszy się o walce pacjenta z chorobą. Nie lubię tego określenia, nie zgadzam się z nim, gdyż oznaczałoby to, że moja mama coś" przegrała. A tak nie było. Jeśli jest w tym wszystkim jakaś walka, to jedynie ze służbą zdrowia i niektórymi lekarzami, którzy powinni mieć zakaz wykonywania tego zawodu. W tym miejscu chciałbym podziękować tym wszystkim na których mogłem i nadal mogę liczyć. Kiedy stajemy się dorośli? Gdy rodzą się nasze dzieci czy gdy tracimy ukochanych rodziców? Mam dużo pytań, na które być może nigdy nie znajdę odpowiedzi.