sobota, 21 sierpnia 2010

Diva

Chiang Mai to dobre miejsce. Jakże inne od zatłoczonego i głośnego Bangkoku. Mieszkam w hostelu Diva Guesthouse. Za łóżko w wieloosobowej sali płacę 100 bahtów, czyli jakieś 10 złotych. Miałem zatrzymać się tutaj na dwa dni, tymczasem swoim zwyczajem zostałem dłużej. Patrzę w kalendarz. Miesiąc w drodze. Dziwne uczucie, ale zaczynam być trochę zmęczony backpackerskim życiem. Może czas wrzucić plecak do szafy, spakować walizkę i zacząć spacerować wybrukowanymi uliczkami włoskich miasteczek? Oto jest pytanie. Mam także kolejne: czy wszystko w porządku mój żołądku? Od przyjazdu mam problem z aklimatyzacją. Może po powrocie zamiast albumu ze zdjęciami wydam przewodnik po kiblach Azji Południowo-Wschodniej? Dużo pytań. Pomyślę o tym później. Czas się ogarnąć. Może nie być lekko. Przede mną przeprawa przez Mekong i podróż przez Laos, by dotrzeć do Wietnamu. Zaczyna się prawdziwa przygoda. Dziękuję za maile. Saluto.

sobota, 14 sierpnia 2010

Długość dźwięku samotności

Azja to nie jest miejsce. To stan umysłu. Tymczasem mój umysł jest chaotyczny i daleko mu do stanu wyciszenia. To zapewne spowodowane jest faktem, że jestem tu sam, a gdy człowiek jest sam to myśli leniwie, nie troszczy się o logikę i często puszcza wodze fantazji, nawet tej mrocznej. Czytam Powiedział mi wróżbita" Tiziano Terzani'ego. Terzani, wybitny włoski reporter, jak nikt inny zgłębiał tajemnice Dalekiego Wschodu. Powiedział mi wróżbita" jest po części autobiografią, po części wspomnieniem autora z licznych podróży po kontynencie azjatyckim. Tiziano Terzani, ostrzeżony w Hongkongu przez chińskiego wróżbitę, że nadejdzie rok, gdy latanie stanie się dla niego śmiertelnym zagrożeniem, postanawia przemieszczać się drogą lądową, tradycyjnie, jak dawni podróżnicy. Pokonywanie wielkich odległości nie samolotem przywraca poczucie niespodzianki i zaskoczenia, pozwala także dostrzec tą ogromną część ludzkości, którzy wędrują obciążeni tobołkami i swymi własnymi historiami. Dlatego cieszę się, że moją podróż sprzed niemal tygodnia z Bangkoku do Surat Thani odbyłem nocnym pociągiem. Najtańsze miejsce w trzeciej klasie i surowy fotel, który po czternastu godzinach podróży wydawał mi się pokutą za wszelkie występki. Następnie kolejne godziny w autobusie i na promie, by w końcu dotrzeć na Kho Phi Phi. Wyspa jest piękna, lecz przemysł turystyczny wdarł się już z taką siłą, że jeszcze chwila i Kho Phi Phi pozbawiona zostanie swej naturalnej magii. Tymczasem jestem na powrót w Bangkoku. Wkrótce jadę na północ do Chiang Mai. Spędzę tam kilka dni przed podróżą do Laosu i Wietnamu. Wszystko zależy od monsumów i huraganów, zarówno tych naturalnych w przyrodzie, jak i tych w moim umyśle. Zdecydowanie bardziej obawiam się tych drugich, bo Azja to stan umysłu, a nie miejsce. Saluto.