niedziela, 26 stycznia 2020

Dwatysiącedwudziesty!

Szczęśliwego Nowego Roku! Trzask, prask, huki, puki, mamy dwatysiącedwudziesty rok! O zgrozo, jak piękna data! Wszystkiego, co najlepsze w Nowy Roku! Szampan, kawior, fajerwerki i nostalgia! Postanowienia? Plany? Cele? Nadzieje i obawy? Cholera wie, co jeszcze? Wszystko zatem, postanowienia bycia kimś nowym, lepszą wersją samego siebie, na nic refleksja, że nie potrzeba nowej daty w kalendarzu aby rozpocząć nowy rozdział. Życzę zdrowia, szczęścia i rozumu! Co nas może czekać w Nowym Roku? 
Good morning America! Wybujałe ego, fryzura okropna, podrajcowany atomowymi guzikami czuje się niczym komiksowy bohater. Któż taki? Czterdziesty piąty prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej Donald J. Trump. Raptem świat uniknął globalnego konfliktu wywołanego przez Trumpa z przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem, a tu masz, bliskowschodni tygiel ponownie zawrzał za sprawą amerykańskiego prezydenta. A przecież mogło być tak pięknie. Jedyne współcześnie państwo, które może aspirować do roli mocarstwa, państwo z największym, zdecydowanie najlepszym na świecie korpusem dyplomatów i analityków polityki międzynarodowej wyprodukowało, o zgrozo po raz kolejny, działanie, które można jednoznacznie określić gniotem dekady w stosunkach międzynarodowych. A przecież mogło być tak pięknie, tymczasem, jedynie w sobie znanym celu, prawdopodobnie spragniony wiwatów, siedzący w Białym Domu jegomość wydał rozkaz likwidacji generała Kasema Sulejmaniego, przywódcę Korpusu Strażników Rewolucji Irańskiej. Pytanie po co? Islamska Republika bardzo powoli, lecz konsekwentnie, drżała w swych posadach. Erozji ulegał skamieniały system ajatollahów, modernizujące się społeczeństwo kontra przestarzały reżim, wszystko, co w takiej sytuacji powinny zrobić władze USA to czekać, ewentualnie próbować oddziaływać za pomocą miękkiej siły i wzbudzać nastroje anty w społeczeństwie. Tymczasem zabójstwo (tak, tak, jakże inaczej) Sulejmaniego dało nowy impuls władzy ajatollahów, podarowało władzy i społeczeństwu męczennika, dało pretekst, aby reżim umocnił się w swych działaniach, zarówno wewnątrz państwa, jak również w polityce międzynarodowej. Ponadto, bezprecedensowy zamach na życie generała potwierdza przekonania zdecydowanej większości mieszkańców Bliskiego Wschodu, że to Ameryka jest złem wcielonym i odpowiada, wespół z Izraelem, za kryzysową sytuację w regionie. Zatem po co to było? Fiksacja USA na punkcie Iranu trwa nieprzerwanie od rewolucji islamskiej z 1979 roku, kiedy to irańscy studenci zajęli ambasadę amerykańską w Teheranie, gdzie przetrzymywali w roli zakładników Amerykanów, pracowników tejże placówki. To traumatyczne wydarzenie sprawiło, że amerykańscy politycy, niezależnie czy z prawej czy z lewej strony politycznej, są psychologicznie niezdolni do skalibrowania polityki zagranicznej w przypadku Iranu. Co zatem? Nie wyobrażam sobie zaangażowania USA w kolejny konflikt zbrojny, Senat nie pozwoli, aby Trump rozpętał nową wojenkę, tymczasem cała sytuacja w regionie jest zapewne w smak kolesiowi z Kremla. Być może zjawi się tu jako wybawca z drzewkiem figowym i zaprowadzi pokój, zasługując na pokojowego Nobla? Kto wie, warto ćwiczyć wyobraźnię, wszystko może nas zaskoczyć. 
Brexit, a jednak. Raptem jeszcze dni parę, do końca stycznia, Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii pozostanie członkiem Unii Europejskiej. Przyznam, że nie spodziewałem się takiego scenariusza, po tylu wewnętrznych negocjacjach i niepowodzeniach, byłem przekonany, iż pomimo wyniku referendum dotyczącego pozostania w Unii, Brytyjczycy pozostaną we Wspólnocie. Że temat się rozejdzie, będzie farsą na miarę cyrku Monthy Pythona, ale Brexit finalnie nie nastąpi. A jednak wraz z początkiem lutego Brytyjczycy pokażą światu, Europie szczególnie, że istnieje życie poza Wspólnotą. Oczywiście faktyczne koszty, czy to jest właściwa decyzja, Wielka Brytania pozna po czasie, może nawet finalnie po wielu latach, lecz najbliższa przyszłość nie jawi się kolorowo, będzie wielkim wyzwaniem. Brytyjczycy od wielu lat wysyłali ostrzeżenia w kierunku Brukseli, że nie podoba się im wiele decyzji tam podjętych. Nie przystąpili do strefy euro, nie chcieli znieść kontroli granicznych w ramach strefy Schengen, nie podporządkowali się Karcie Prawd Podstawowych Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jednak, pomimo tych wyraźnych sygnałów, widmo Brexitu jawiło się w Parlamencie Europejskim jako marny straszak i pełna patosu nostalgia za czasami Imperium Brytyjskiego. Ta nostalgia okazała się w praktyce silniejsza aniżeli pragmatyzm, pomijając znikomy fakt, że serwery światowych wyszukiwarek oszalały dzień po brytyjskim referendum, gdyż Brytole, nie do końca potrafili zrozumieć co też uczynili, jaką organizację opuszczają i czym faktycznie jest Unia Europejska, za której opuszczeniem zagłosowali. Brexit to gra o sumie ujemnej, tu nie będzie wygranych, no chyba, że poza Starym Kontynentem, gdyż mogą tu zyskać jedynie kraje o ambicjach imperialnych, czyli Chiny, Rosja i oczywiście Stany Zjednoczone. Co dalej? Eksperyment trwa, rezultat może nas wszystkich zaskoczyć, choć nie sądzę, że to będzie dobra nowina. 
W swych analizach, corocznych, a jednak, skupiam się na tak zwanych krajach zachodnich, z rzadka spoglądam w innych kierunkach świata. To oczywiście błąd, środek ciężkości dawno już bowiem nie leży na Starym Kontynencie czy w ramach Sojuszu Atlantyckiego, jednak jest to w prosty sposób zmotywowane miejscem mojego zamieszkania. Jednak warto rozważyć co dzieje się na innych kontynentach, w innych galaktykach, na końcu drogi mlecznej. Lolek, lolek, lolek. Saluto.