niedziela, 28 kwietnia 2019

Co tam Panie w polityce?

Cholera jasna, lelum polelum, sam już nie wiem kim jestem? Ba, nie mam spójnego światopoglądu, jak chorągiewka skąd zawieje, tam biegnę, raz jestem pełną gębą liberałem, raz lewakiem, ba, bywam nawet marksistą, jedyne, co mnie nie dopada, to prawicowa gorączka, choć bywam w niektórych tematach konserwatywny. Czy to dziwne? Cholera jasna, lelum polelum, brak w tym logiki, sensu żadnego, czy to słabość poglądów czy brak spójności jedynie, a może, w zależności od sprawy, tematu, wygody, jak mi zagrają tak zatańczę, bo w głębi każdego z nas, we mnie również, siedzi taki mały oportunista? 
Jam jest liberał -  darłem pysk wielokrotnie. Przez lata, wychowany, karmiony, ba, z mlekiem matki, za słowem ojca, wierzyłem, że schemat działa bezbłędnie, czyli szkoła, nauka, studia i wrota kariery otworem. Potem żywot niczym z dobrego serialu o perypetiach klasy średniej, chałupa, bryka, z pokolenia na pokolenie jeno lepiej, szampany, kawiory, żyrandole. Czy aby na pewno? Liberalizm ma niepodważalne zasługi, gdyż, mimo wszystko, dzięki brutalnym prawom rynku wyciągnął z biedy setki milionów ludzi na całym globie i przyczynił się do upadku komunistycznych i faszystowskich reżimów. I tyle, tylko tyle, może aż tyle. Liberalizm w swojej ideologi, w którą naiwnie wierzyłem lub zdaje się, że jeszcze trochę wierzę, zakładał rozwój i zdecydowanie większą równość w dystrybucji dóbr, tymczasem utonął w odmętach kapitalizmu, gdyż poszerzanie bogactwa zostało zarezerwowane jedynie dla nielicznych, tych bardziej cwanych i chciwych, cała reszta musi tyrać niczym ten Syzyf, jednak mimo wysiłku nie zostanie wpuszczona do krainy krezusów. Gdy kapitalizm stał się globalny, a wyzwania typu bezrobocie czy polityka socjalna pozostały w ramach granic pojedynczych państw, wiele liberalnych reguł stało się społecznie nie do zaakceptowania. I runął mit systemu o równych szansach i rozpoczęły się pochody populistów. Liberalizm, jeśli chce przetrwać, powinien powrócić do swoich korzeni, czyli szukać rozwiązań na narastające wyzwania i palące potrzeby. Być może zamiast obciążać podatkami pracę należałoby podnieść podatki od ziemi, przywrócić lub wprowadzić podatki spadkowe i kapitałowe, zdejmując obowiązek łożenia kasy z barków tych, którzy nic nie otrzymali za darmo, tylko tyrając chcą poprawić swój byt? Być może należałoby wprowadzić określony poziom dochodów, dopłacając tym, którzy żyją znacznie poniżej ów progu, a opodatkować tych, którzy go znacznie przekraczają? Brzmi jak mrzonka, socjalistyczna herezja, propaganda?
A może mam polityczne serce po lewej stronie? Czy to, że widzę nierówności, które produkuje współczesny kapitalizm, wizja dołączenia do klasy średniej coraz bardziej zaczyna przypominać labirynt bez wyjścia, oznacza mój osobisty zwrot w lewo czy jedynie, jak wspomniałem wyżej, naiwność wiary w mity karmione od dziecka? Czy jestem już socjalistą pełną gębą, bo wśród nierówności oburza mnie fakt, że bardzo często przełożony, szef, bonzo, dyrektor, zwał jak zwał, osiąga dochody nie adekwatne do pracy, którą wykonuje, gdyż faktycznie rozdysponuje jedynie zadania, zatem powinien, owszem zarabiać więcej, ale nie na zasadzie wielokrotności, bo to jest abstrakcja, która dzieli społecznie, nie mówiąc o zarządzaniu zespołowym już słowa? Czy lewicowe serce, ależ owszem, czerpie radość z możliwości oddania głosu (jeszcze) w wyborach, ale widzi demokrację drżącą w posadach, gdyż w miejscu pracy ubolewa nad tyranią, monarchią, absolutyzmem, bo szef w robocie to niemal zawsze dyktator do którego należy ostatnie zdanie? A może skryty ze mnie marksista, gdyż chciałbym więcej praw dla pracowników, może narodzin i powrotu do modelu silnych związków zawodowych, gdyż zwiększa to szansę na demokratyzację samej gospodarki, czyli pola, gdzie karty zostały już rozdane, pozostaje jedynie dybać na okazję i wypatrywać czy aby nas nikt nie wyścignie, nie wydrze, przegoni, za chabety go, łapcie, nie dajcie? Bez wątpienie uważam, że obecnemu systemowi kapitalistycznemu należy się korekta, jeśli nie głęboka reforma, co stawia mnie blisko lewej strony, a nie?
Paradoksem systemu demokratycznego jest to, że zapewniając możliwość do samorealizacji jednostki, stwarza zagrożenie, że z takiego daru sposobność skorzystać mają również tacy, którzy chcą ów system zniszczyć, opierając się na sile otrzymanego mandatu od suwerena. Tak więc, demokratycznie wybrany, w moim przekonaniu dzięki sile populistycznych haseł, rząd, posiadając większość parlamentarną, może rozmontować system demokratyczny poprzez zniszczenie trójpodziału władzy czy zmiany konstytucyjne, byle tyle zapewnić sobie kontynuację władzy, gdzie kolejnym krokiem jest likwidacja wyborów, zatem odebranie roli sprawczej suwerena. Nie zgadzam się z tym, widzę zagrożenie, zarówno na własnym podwórku, jak i dalej w demokratycznym jeszcze świecie, zagrożenie ma charakter prawicowy i pędzi szybko, bez polotu, niszcząc więcej aniżeli budując, gdyż świadom, że suweren może się w końcu zorientować zanim będzie za późno, na co cholernie liczę, szczególnie w roku wyborczym. Na barykady ludzie, na barykady. Saluto. 

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Strajk!

Strajk! Tak więc strajk! Nauczyciele kontra władza! Strajk, starcie, na barykady, kto ma rację, kto wygra, czyja prawda zwycięży? Osobiście uważam, ba, sercem i rozumem jestem za belframi. Jednak widzę w tym coś więcej aniżeli walkę jedynie o dobra ekonomiczne, jak próbuje sprzedać to obóz rządzący. To, według mnie, walka systemowa, poniekąd przeciw reżimowi. Jose Ortega y Gasset, filozof i wielki wróg faszyzmu, zwykł powtarzać, że historia się nie powtarza, historię powtarzają ci, co jej nie znają". Bo czy słabo wykształcony naród nie byłby idealną masą do rządzenia w systemie jednopartyjnym? Zamknąć pospólstwu mordę socjałem, pozbawiając go rozumu? Cofnąć do mroku średniowiecza? To wszystko już było. Być może wybiegam za bardzo w ponurą przyszłość, która nigdy może nie nadejść, co zresztą powoli staje się moją specjalnością, ale zawsze warto rozważyć różne, nawet trudne do wyobrażenia, podłe scenariusze. 
Strajk? Strajk! W 1872 roku, w kwietniu właśnie, doszło do pierwszego strajku w poznańskich zakładach Hipolita Cegielskiego. W proteście wzięło udział ponad 250-ciu z 300 robotników. Domagali się oni skrócenia dnia pracy z 11 do 10 godzin i podwyżki płac o 25 procent. Kierownictwo fabryki, po długich negocjacjach, przystało jedynie na pierwszy warunek. Niemiecki (tak, tak, to przecież czas zaborów) Związek Robotników Maszynowych i Metalowych, nie mogąc liczyć na jakiekolwiek wsparcie od innych związków, apelowało za porozumieniem i zgodą na propozycję kierownictwa dotyczącą skrócenia czasu pracy. Strajk zakończył się podpisaniem porozumienia.
Strajk? Nie do końca, ale na przekór konwenansom! W 1964 roku, w kwietniu właśnie, Jerrie Mock, amerykańska gospodyni domowa, wylądowała w Columbus w stanie Ohio swoją jednosilnikową cesną model 180, stając się pierwszą kobietą, która samotnie obleciała kule ziemską. Podniebna podróż, spełnienie jej marzeń, zajęła jej dokładnie 29 dni. Podróż wymagała częstych lądowań na tankowanie, wówczas to gospodyni domowa wywoływała niemałą sensację. Ot, choćby lądowanie w Arabii Saudyjskiej, gdzie kobiety w ówczesnym czasie były pozbawione wszelkich praw, a tu proszę, kobieta, w swoim samolocie, ląduje, tankuje arabską ropę i płaci dolcami, po czym gogle na oczy i fiu w powietrze. Proszę pamiętać, że lata sześćdziesiąte to czas komunizmu, jak również triumfalne czasy szowinizmu, także w liberalnej Ameryce, zatem wyczyn Jerrie Mock był nie lada sensacją.
Strajk, strajkiem, oczywiście nie jest to zapewne na rękę obecnej władzy, głośne harce tuż przed wyborami, lecz jednocześnie może stanowić doskonałą zasłonę dymną do kolejnego ataku na Sąd Najwyższy. Ataku? Ups, przepraszam, do koniecznej reformy, ósmej bodajże, polskiego sądownictwa. Być może, w obliczu zbliżających się wyborów, obecna władza postanowiła sobie pomóc, gdyż w kompetencjach Sądu Najwyższego jest uznanie ważności odbytych wyborów parlamentarnych. Więc może warto głośno walczyć ze strajkującymi nauczycielami, tymczasem przeprowadzić ciche manewry podkopując system demokratyczny? Jose Ortega y Gasset, filozof i wróg faszyzmy, zwykł powtarzać, że historia się nie powtarza...".