niedziela, 27 grudnia 2020

Inflacja

Szczęśliwego Nowego Roku! Trzask, prask, huki, puki, już jutro dwatysiącedwudziestypierwszy! Oby był lepszy aniżeli mijający, z oczywistych powodów. Zdrowia, przede wszystkim zdrowia, szczęścia i pomyślności! I powrotu do normalności, o ile to w ogóle możliwe. Żegnamy stary, z nadzieją patrzymy w przyszłość, pełni obaw witamy nowy. Patrząc wstecz, mogę się założyć, że nikt z nas nie przewidział scenariusza, jaki zafundowany zostanie nam wszystkim w mijającym roku. Jak już kiedyś wspomniałem, stare pradawne przekleństwo obyś żył w ciekawych czasach", spełniło się co do joty. Dwatysiącedwudziestypierwszy bądź dla nas wszystkich choć trochę łaskawszy!
Jakie słowo, wyraz czy powiedzenie może oddać w pełni mijający rok? Kandydatów do tytułu bez liku, wymienić można choćby koronę, pandemię, depresję, maseczkę, dystans czy kwarantannę. A czy pojęcie inflacji życia może może na dobre zagościć w naszym słowniku? Czy spadek siły nabywczej, co nam może oferować życie w zdrowiu i bez żadnych ograniczeń, ma sens? Nieodzownie, gdy myślę o mijającym roku, takie mam skojarzenia. Jak wszyscy, zamknięty w domu od początku wybuchu pandemii, obiecywałem sobie, że gdy tylko to się skończy to wrócę do swego normalnego trybu. Podróże, knajpy, przyjaciele i znajomi, długie dysputy przy kawie czy zawadiackie balangi, zawody sportowe czy spacery leniwe w tłumie, wszystkiego w tym roku było mało. Mało tego, niby pragnąłem chwili, by świat lekko zwolnił, by można oddech złapać, książki poczytać, w niebo się pogapić, czas trwonić beztrosko, jednak rzeczywistość mijającego roku nijak ma się do tych pragnień. Rozgrzebałem kilka książek, obejrzałem raptem parę filmów, zacząłem oglądać jakiś serial, nic prawie nie dokończyłem, no dramat!
Zatem wszystkim, Tobie i sobie, Wam i nam, chciałbym życzyć zdrowia, szczęścia i pomyślności. Oby dwatysiącedwudziestypierwszy był czasem, gdzie każdy znajdzie swe paletko, każdy znajdzie coś dla siebie, gdzie nic nie zostanie nikomu narzucone i nie napotkamy żadnych ograniczeń we wszystkich dziedzinach życia. Dwatysiącedwudziestypierwszy bądź dla nas wszystkich choćby trochę łaskawszy. Saluto!

poniedziałek, 30 listopada 2020

Czy jesteście Państwo w domu?

Dzień dobry, policja, czy jesteście Państwo w domu? Tak, jesteśmy. Prosiłbym zatem Państwa o podejście do okna, które to będzie okno, które piętro? Proszę spojrzeć na drugie piętro. Czy wszystko u Państwa w porządku? Tak, dziękuję. Na kwarantannie są również Państwa dzieci, czy mogą podejść podejść do okna? Tak, proszę. Dziękujemy, do widzenia. Do widzenia. I co? Tyle? Pojechali? Pojechali. To co? Kolacja, myć dzieciaki, może uda się położyć ich wcześniej? Pytanie czy zasną, też wynudzeni. Oby zasnęli, ciszy bym chciał, chcę skończyć rozdział książki, może potem odcinek serialu? Muszę jeszcze coś zrobić do roboty, może się wyrobię, zaczekasz? Jak nie zasnę, szczerze to mi się pory dnia poprzestawiały, nie wiem czy jestem w piżamie, bo w ogóle jej nie zdejmowałem dzisiaj czy już się przebrałem? Który to dzień tej izolacji? Kwarantanny? Ty masz izolację, a ja kwarantannę, pamiętaj. Można się pogubić, szczerze to można zwariować, dzieciaki, widzę, ledwo już dają radę. Jeszcze kilka dni, jeszcze trochę, w nocy wyniosę śmieci, złapię oddech powietrza. To nielegalne, oby sąsiad nie doniósł. Myślisz, że wiedzą? Być może, codziennie radiowóz pod oknem, a my machamy jak do Mikołaja, pewnie wiedzą. Cholera, trudno, nic z tym nie zrobię, nie wyjmę oka, wyjmiesz? Nie wyjmiesz. Co począć? Serial? Książka? Cokolwiek. Poczytam wiadomości, ciekawe co w wielkim świecie, pandemia, strajki, korupcja, kiepski rząd, mocarstwa nowy prezydent, veto budżetu, agresja policji, oj jestem na bieżąco, oj jestem, bo cóż innego!
Co z tą policją, ktoś wie? Dorastałem w szarym z płyty bloku, na osiedlu, w latach dziewięćdziesiątych, hwdp sprejem na ścianie, w windzie, na bloku, wszędzie, dosłownie wszędzie. Z chłopakami rap, z chłopakami na piętrze, radiowóz pod blokiem oznaczał ucieczkę lub kłopoty, nie inaczej, nie pytajcie, po co pytać. Wówczas to nie darzyłem policji szacunkiem, ba, który łobuz darzył, toż to modne było być trochę na bakier, choćby jedynie w swych opowieściach, szukaniu poklasku wśród gawiedzi. Prawda jest jednak taka, że lata dziewięćdziesiąte to okres, gdy wszelakie służby dopiero budowały swój prestiż, szukały zaufania społecznego dla nich samych, po to przecież miała miejsce zmiana nazwy, by nie kojarzyć się z opresyjnym reżimem na usługach którego pałowano obywateli. A dzisiaj? W październiku, tuż po orzeczeniu upolitycznionego Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że przepisy dotyczące aborcji z powodu ciężkiej wady płodu są niezgodne z Konstytucją, w całym kraju wybuchły protesty, które trwają po dziś dzień. Zgodzę się, że orzeczenie Trybunału w szczycie pandemii było zagraniem czysto politycznym, zagrywką pod swój elektorat, jednak decydenci w żaden sposób nie przewidzieli reakcji społeczeństwa. Zresztą, czy ważny był jakikolwiek pogląd suwerena? Nie, gdyż wszyscy zamordyści nie liczą się ze zdaniem ogółu. Typowa cecha dla władzy autorytarnej, jeno zdanie naszych jest ważne, po nas choćby potop. Ale co z tą policją? Strajki i manifestacje wybuchły w całym kraju, niemalże w każdym mieście, małym i dużym, tymczasem rządzący, zamiast choćby spróbować wdać się w dialog ze społeczeństwem, użyli argumentu siły, wysłali do tłumienia protestów policję, tak policję, czyli organizację, która powinna stać na straży prawa i bezpieczeństwa obywateli właśnie. Argument, że strajki w dobie pandemii są nielegalne, uważam za wielce nietrafiony. Nie ma wprowadzonego stanu wyjątkowego, nie można zakazać zgromadzeń, póki Konstytucja gwarantuje obywatelom zgłaszać swoje nieposłuszeństwo wobec autorytarnych decyzji rządzących, póki jest system demokratyczny, póki co policja nie powinna pałować manifestantów, którzy, być może w mało wyszukany sposób, lecz mimo wszystko pokojowo, wyrażać swój sprzeciw i poglądy. Ponad 30 lat policja pracowała wytrwale na swój wizerunek, by zaprzepaścić swój trud w zaledwie kilka tygodni i utracić zaufanie społeczeństwa.
Dobry wieczór, czy jesteście Państwo w domu? Tak, jesteśmy. Prosiłbym byście Państwo pokazali się w oknie, które to okno, na którym piętrze? Proszę spojrzeć na drugie piętro. Tak, widzę Państwa. Wszystko u Państwa w porządku? Tak, dziękuję, w porządku. Czy dzieci są z Państwem? Tak, ale już śpią. Dobrze, dziękuję, dobranoc. Dobranoc. I jak? Pojechali? Pojechali. Co robimy? Oglądamy serial jakiś czy film jakiś? Wykąpię się, zmienię piżamę w piżamę, co tam, można poszaleć w tym szaleństwie. Saluto.

poniedziałek, 12 października 2020

Każdy musi uznać opinie innego!

Czy to jeszcze kryzys demokracji czy już jej rychły koniec? Według Masaryka, możliwość psioczenia na rząd to szczęście i dowód, że demokracja istnieje, że ma się dobrze. Ten sam Masaryk, Tomas Garrigue Masaryk, pierwszy prezydent nieistniejącej już Czechosłowacji, twierdził, że demokracja owszem istnieje, problem jednak to brak wśród nas prawdziwych demokratów. Biorąc pod uwagę widoczny w ostatnich latach pochód ku władzy różnej maści populistów, dla przeciwwagi mężnych w słowie i czynie demokratów faktycznie jak na lekarstwo. No dramat! 
Czy kryzys ów widoczny jest również w USA, ponoć ojczyźnie demokracji? Ba, Ameryka nigdy nie była państwem demokratycznym, gdyż demokracja to rządy ludu, tymczasem w Ameryce rządzi prawo, lub raczej z założenia rządzić powinno. Ojcowie założyciele, w imię ochrony wolności i własności każdego człowieka, stworzyli model państwa, które zabezpiecza interesy obywateli. Owszem, wybory na najważniejszego polityka w kraju, którym jest prezydent, są powszechne, jednak obywatele oddają głos na swojego przedstawiciela do Kolegium Elektorów, i dalej, elektorzy dokonują wyboru w imieniu suwerena. To nie jest władza ludu, choć owszem, lud ma wiele praw zagwarantowanych w Konstytucji, co czyni pozory, że Stany Zjednoczone Ameryki Północnej są państwem demokratycznym. Nie są, USA to państwo, gdzie rządzić ma prawo, w imię ochrony wolności i własności każdego człowieka, najlepiej białego z klasy średniej, pozornie, uczciwego podatnika. I takie bodajże mogło być założenie, gdy podpisywano Konstytucję Stanów Zjednoczonych. Zastanawiam się, czy to, co dzieje się obecnie w USA, czyli zamieszki po kolejnym zabójstwie Afroamerykanów przez tych, którzy powinni stać na straży porządku, czyli policję, jest obroną interesów białego człowieka czy raczej próbą obalenia rasistowskiego porządku? Colson Whitehead, autor wybitnych powieści Kolej podziemna" i Miedziaki", twierdzi, że to zjawisko cykliczne. Przypomina, że co rusz odbywa się w USA debata odnośnie rasizmu, wskutek morderstwa popełnionego na Afroamerykańskim obywatelu przez funkcjonariusza policji. Bo jak inaczej można nazwać wydarzenia, które doprowadziły do śmierci George'a Floyda i wielu innych w ostatnim czasie. Rasizm co rusz jest powodem zamieszek na ulicach amerykańskich miast. W historii Stanów Zjednoczonych zawsze byli obecni głosiciele białej supremacji, są obecnie i zawsze obecni będą, teraz jeden z nich jest prezydentem i raptem w kilka lat zdołał wywołać chaos wykraczający poza zasięg rażenia przeciętnego rasisty. Rasistowskie poglądy wypowiadane z Gabinetu Owalnego mają wielką moc sprawczą. Wielki test czeka amerykańskie społeczeństwo już w listopadzie, wówczas będzie wiadomo dokąd zmierza Ameryka. 
Czy Ameryka, Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, może być jeszcze wielka? Co sprawiło, że była brytyjska kolonia stała się najpotężniejszym mocarstwem na świecie? Obywatele! Obywatele, którzy angażowali się w życie gospodarcze i polityczne własnego kraju, dając mu państwowość. I dalej, państwo, które od początku istnienia angażowało wszystkie swe siły w rozwój kraju dla obywateli. Największym mitem dotyczącym Ameryki jest to, że rozwój swój zawdzięcza przedsiębiorczym wizjonerom. Owszem, byli i tacy, jednak dla nich samych najważniejszy był zawsze zysk prywatny i własne interesy. Tymczasem państwo, dzięki podatnikom, inwestowało w rozwój infrastruktury, począwszy od autostrad i dróg przecinających ten ogromny kraj, poprzez wielkie i wspaniałe miasta, do których po dziś dzień sprowadzają się ludzie z odległych zakątków świata, wnosząc swój entuzjazm, pomysły i poświęcenie aż po nowoczesne technologie, programy badawcze, dzięki którym człowiek opanował sztukę awiacji, ba, wybrał się w kosmos i dalej marzy, nie boi się podążać ku nieznanemu. Zatem co poszło nie tak, że dziś Ameryka nie jest wielka, skoro obecny prezydent szedł do poprzednich wyborów z hasłem przywrócenia świetności Ameryce i tym hasłem wybory wygrał? Neoliberalna rewolucja! To neoliberalna rewolucja za czasów prezydentury Ronalda Reagana sprawiła, że biznes zaczął kolejno przejmować niemal wszystkie interesy, które uprzednio należały do państwa. Brzmi znajomo? Największa waga liberalnej myśli to wiara, że prywata będzie wykazywać się większym zaangażowaniem w rozwój dla dobra wszystkich. Nic bardziej błędnego i nic bardziej groźnego. To neoliberalizm otworzył na oścież drzwi dla różnej maści populistów, zaniedbując dobro społeczeństwa, wierząc jedynie w bezwzględny zysk. Podłe nastroje społeczne wyczuli różnej maści populiści, szemrane typki, którzy wskazali pogubionemu społeczeństwu winnych ich niepowodzeń, obiecali wendetę, jak również mamili lud obietnicami prostych rozwiązań na skomplikowane problemy. Przecież Trump szedł do wyborów z obietnicą deportacji wszystkich grup etnicznych, które odbierają miejsca pracy prawdziwym Amerykanom. Przecież Trump szedł do wyborów z obietnicą stworzenia milionów miejsc pracy i dzięki temu otrzymał największą liczbę głosów z zubożałych, poprzemysłowych stanów, takich jak Ohio, Michigan, Iowa, Minnesota czy Pensylwania, gdyż uparcie twierdził, że da robotę i znów będzie wspaniale". I na koniec Trump uderzył w nacjonalistyczną nutę, twierdząc, że Stany Zjednoczone powinny zerwać wszelkie sojusze, gdyż jest to ciężar dla suwerenności i budżetu Ameryki. Wrogowie, wendeta, proste rozwiązania przy akompaniamencie nacjonalistycznych nut, brzmi znajomo, nieprawdaż? Wielki test czeka amerykańskie społeczeństwo w listopadzie, wówczas będzie wiadomo dokąd zmierza Ameryka, a poniekąd zapatrzona w Amerykę niemała część świata.

niedziela, 20 września 2020

Koronawakacje







Wakacje, wakacje i po wakacjach. Jako, że lubuję się w cytatach, ponownie przytoczę słowa Sławomira Makaruka, który zwykł mawiać, że życie powinno być jak wakacje, podczas których można nieco popracować, pod warunkiem, że zajęcie będzie ciekawe i doskonale płatne". Czyż jest możliwość z tym się nie zgodzić? Wrzucam fotografie z letnich miesięcy, tymczasem za oknem jesienna plucha. Wygrzebałem z szafy sweter, zapewne za moment swym zwyczajem zaszyję się w domu, filmy, książki i seriale. Czekam zatem na zimę, na śnieg, na mrozy, co by w góry, na narty, na wspiny, oddech złapać. Czy żyjąc od przyjemności do przyjemności można powiedzieć, że żyje się pełnią życia? Oby! Saluto!

poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Życie w czasach zarazy

Obyś żył w ciekawych czasach, mówili, tylko po co, nikt nie wyjaśnił. Czy świat zwariował czy jedynie ludzkość opanowało szaleństwo? Czy to czas próby czy zwrot ku przeszłości? Ileż to razy cytowałem tu Gasseta, który zwykł powtarzać, że historia się nie powtarza, historię powtarzają ci, co jej nie znają". Cóż z tego, na co to komu, jakie to ma znaczenie, puenty nie szukać, bo po co, dlaczego? A skoro o cytatach, to przecież przysłowiowe obyś żył w ciekawych czasach" nie jest życzeniem, lecz pradawnych chińskim przekleństwem. Zatem żyjemy, ot co. 
Pandemia obnażyła jak nikłym i kruchym stanem jest gospodarczy dobrobyt. Ba, kto żył w dobrobycie to żył, przecież nie wszyscy, ponadto, jak to policzyć, czym innym ów stan dla jednych, czym innym dla drugich. Bieda i bogactwo były obecne od zawsze i szły pod rękę przez koleje historii aż po dziś dzień. Przyszłość nie będzie wyglądać inaczej, bieda i bogactwo spacerować będą pod rękę jak dotąd, ludzka postać tym różni się od innych ssaków, że chciwość za cnotę uważać pragnie. Czy zatem, skoro człowiek będzie zawsze dążyć do zarobku, kasa, forsa, szmal, mamona, to być może nastąpi szybko odbicie i ów gospodarczy dobrobyt powróci? Nie sądzę, niestety, bo chciwość to wielkie ja, wybujałe ego, ssak naczelny dzielić się nie przywykł. Czy zatem, czasy ciekawe, czasy niespokojne, jak wielkim szaleństwem jest oddanie władzy w ręce osób pozbawionych kompetencji, którzy mamiąc, obiecując, kłamiąc, a przede wszystkim dzieląc przy tym społeczeństwo, pragną za wszelką ceną utrzymać władzę zmieniając wszystkie powszechne reguły i normy społeczne? 
A może pandemia okaże się zaporą, której nie znajdą sposobu sforsować dążący do władzy absolutnej populiści? Król jest nagi, skarbiec państwa już wkrótce dno ukaże, a władza, choć rozdawać obiecywała, właśnie zaczyna zabierać, być może lud ciemny, nic jednak już nie kupi, ba, portfel pusty dojrzy boleśnie. Podatki, daniny, inflacja, bonanza. Żyjemy bowiem w ciekawych czasach, co nie jest życzeniem, lecz pradawnym chińskim przekleństwem.

poniedziałek, 20 lipca 2020

Koronawakacje

Ukrop, spiekota, żar straszliwy leje się z nieba, co robić, gdzie się skryć, jak to przetrwać? Czy to już apogeum globalnego ocieplenia czy jedynie wstęp lichy, zapowiedź jedynie, a prawdziwe gorączki już wkrótce, niebawem, zaraz, za chwilę? Gdzież wytchnienia szukać, gdy zamknięci jesteśmy wszyscy w pandemii, w domach, w czterech ścianach, odseparowani, odizolowani, dystans, dystans, do cholery. 
Wakacje jak za młodu, domek nad jeziorem, chata w lesie, my i dzieciaki, dzieciaki i my, cały dzień walczymy, konflikt pokoleń, kochamy się rzecz jasna, ale rodzice kochają swe pociechy najbardziej, najmocniej, serce łubu duby, gdy już spać pójdą, wówczas chwila dla siebie, książki skrawek, łyk chmielu, może akty miłosne, skrywany żar namiętności pod wakacyjnym kocem. Plany wielkie, będą kajaki, będą łódki, będą żagle, pływane będzie kraulem o świcie, tymczasem jest koło dmuchane wokół coraz to większego bioderka, ma się rozmach, chmiel tuczy, biegać miałem, raz trampki wzute, kiedy koniec wypoczynku, tęsknię za robotą, taka cisza w tym biurze zapewne, jedynie klimatyzator coś pomrukuje, wszyscy na wakacjach, sztos. Rozgrzebałem lekturę, może przeczytam, o miłości beletrystyka, a co tam. Czytam Siedem dalekich rejsów" Leopolda Tyrmanda i każda strona, każde zdanie to perełka, oj sztuki władania słowem Tyrmanda nie znałem uprzednio, oj wstyd, nadrobię, zapewniam, jestem zauroczony. 
Na brzegu plaży stoję i niczym ratownik obserwuję pociechy swe kąpieli zażywające. Oj nie pomyśl czytelniku, że to nuda, toż to zadanie wymagające ogromu uwagi i cierpliwości. Uwagi, bo dziecko pach pyskiem pod wodę i strach kręgosłup łamie. Cierpliwości, bo ile możesz tłumaczyć, że nie tak daleko, nie tak głęboko, nie zabieraj drugiemu dziecku zabawek, nie wszystkie zabawki twoje, nie bij innych, biją cię to oddaj, ole. Tak stoisz na warcie, obok inni na warcie, cały brzeg na warcie, pokazują, nawołują, krzyczą i udają, że to część niesamowitego urlopu, gdzie tam tropiki, gdzie tak sauny rzymskie czy łaźnie tureckie, po cholerę, a trochę dalej młodość, muzyka na full, zabawa, amory, zaloty, letnia miłość bez zobowiązania, hulaj młoda duszo, bo czas ucieka, tymczasem my tu na tej niespokojnej warcie w oczekiwaniu na wieczór, wytchnienia skrawek, akt miłości, pod kocem, gdy dzieci zasną, żar namiętności dojrzałej, ole, ole. Saluto.

poniedziałek, 22 czerwca 2020

Czy jest tak dobrze, jak wierzymy, że jest?

Czy demokracja, system niedoskonały, ale wciąż najlepszy możliwy twór polityczny, jeszcze istnieje? Czy jest tak źle, jak boimy się, że jest? Czy raczej jest tak dobrze, jak naiwnie wierzymy, że jest? Jeśli istnieje, tu, w naszym kraju, a także w kilku innych jeszcze miejscach na świecie, to niewątpliwie ma się kiepsko, jest to jakby ostatnie jej tchnienie, błaganie o pomoc, przed zamordyzmem, radykalnym populizmem, trywialnym nacjonalizmem, który niezauważenie otwiera drzwi dla dyktatury. Jak to jest, wciąż się jednak zastanawiam, że raptem 75 lat po zakończeniu największego konfliktu zbrojnego w historii świata, ludzkość zapomniała do czego prowadzą podziały społeczne, pokusa władzy absolutnej, nie wspominając o braku tolerancji czy poszanowania bliźniego? Ech, sucha, naiwna gadka, przecież są wybory, co jest dowodem na wolny kraj, na wolne państwo, demokracji istnienie, a ja bełkot jakiś, pewnie liberał albo lewicowiec, co dzielić się socjałem nie chce, elita wsze, precz, nie narzekać. 
Tak uczciwie, szczerze, to ja się temu nawet nie dziwię, że państwo, które nie wyrosło na fundamentach wolności i swobód obywatelskich, łatwo i dość tanio, bo pięć stów to gówno nie łapówka, inflacja przecież zeżre, wolność zwraca, w ręce ponoć mocnego pana chce iść, gdyż tak łatwiej, tak bezpieczniej, z nutą na ustach i godłem na piersi, pieprzyć innych, obcy to wróg. Tak uczciwie, raz jeszcze szczerze to ja się temu zbytnio nie dziwię, gdyż liberalizm kit wciskał, że ucząc się i pracując ciężko wszyscy będziemy jedynie bąki zbijać, dobrobyt nastanie, pal licho metry kwadratowe na osiedlu jak w zasięgu willa za miastem, pękate fury na ropie taniej prosto z krainy baśni tysiąca i jednej nocy, pieprzyć plażę nudystów w Chałupach jak możemy na Seszele, Karaiby i inne tropiki, normalnie koko dżambo. A tu dupa, przyszła seria szoków, niczym wiadro pomyj na łeb, zamachy na wieże amerykańskie, odczytane jako wojna kultur, szok kryzysu gospodarczego dekadę temu, który wypluł wielu z pędzącej kolejki i ukazał zwodniczy mit klasy średniej, burząc jednocześnie jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa ekonomicznego, dobitnie pokazując, że gruba forsa to tylko dla kilku obrzydliwych typów, co za cholerę się nie podzielą, ciągle więcej i więcej, a tu jeszcze konsekwencje deindustrializacji, zamknąć produkcję tu i przenieść tam, gdzie taniej, spowodowały, że ciężko pracujący człowiek nie ma możliwości utrzymać swej rodziny, gdyż globalizacja, wolny rynek, czyli koszty się liczą, koszta tylko finansowe, koszty trzeba ciąć, gdzie tam społeczne, gdzie tam człowiek, brutto, netto, brzdęk monet, szelest mamony i listy biznesmenów najbogatszych z bogatych. 
Radykalny, prawicowy populizm, trywialny nacjonalizm, cwany zamordyzm wyczuł w tym momencie swą szansę i zaoferował odpowiedź na wszystkie bolączki współczesnego świata. Bezpieczeństwo, oddajcie ludzie swoją wolność, my zaoferujemy wam opiekę państwa, lichy socjał, kiepskie rozwiązanie, ale kasa do łapy, ileż fajerwerków! Dumę, bo naród my wielki, nie będą tu nam w obcych językach nakazywać jak zwyciężać mamy! Przede wszystkim jednak wskazał winnego niepowodzeń wszelkich, czyli elity, innych, wrogów, do boju, krew i bohaterstwo, ku chwale ojczyzny! Patataj, z szabelką na czołgi! Hura, hura, hura!

niedziela, 31 maja 2020

Hashtag










Życie pod butem pandemii jest jak pieśń zawiedzionych kibiców po ostatnim meczu kolejki grupowej, meczu przegranym rzecz jasna. Wbija mi się w łeb nostalgicznie jęk zawodu, gdyż początkowo, a owszem radość, bo świat zwolni, docenimy to, czego w pogoni za lepszym, prowizorycznie, jakości życiem nie dostrzegamy, szumu natury słuchać będziemy nad pięknym, modrym nurtem rzeki, jednak gdzie tam, pieprzona ekonomia przypomina mi o sobie za każdym razem przy kasie, gdy po portfel sięgam, inflacja cholerna, lub w skrzynce pocztowej, ot tylko wierzyciele do mnie listy wypisywać raczą, a to czynsz, a to podwyżka, a to rachunek za prąd czy internety, szlag by ich trafił, ba, choćby pandemia jakaś. Człowiek niczym ten mityczny Syzyf pcha ten głaz ku górze, a wiadome jest przecież, że wyżej nic nie ma, jeno spadek, lawina, w dół boleśnie. Pesymistycznie? A gdzież tam, radości jestem pełen jak wiadro przez dyngusem, jak gęba polityka z frazesami tuż przeddzień wyborów, jak petarda przed końcem roku. A ogłoszą kiedyś koniec tej pandemii, co by sporty uprawiać, film w kinie obejrzeć, na łące poleżeć? Ktoś wie? Znajdą tą szczepionkę? Odporność stadna? Immunologia? Cokolwiek? Saluto.

niedziela, 10 maja 2020

Życie pod butem pandemii





Mądrość zaczyna się od akceptacji rzeczywistości. Ponoć, nie wiem, nie jestem pewien, nie znam się, wyczytałem to i się dzielę, trochę się buńczucznie chwalę, poklasku szukam, jak każdy dziś ekspert od niczego i wszystkiego w internecie, w izolacji, wszędzie. Czy Was również boli głowa od tych wszystkich spotkań w sieci, na tych telekonferencjach, na tej zdalnej robocie? Na początku a owszem, była radocha, na ostatnią chwilę, ledwie pysk przemyłem, śniadanie rozkoszne, bo długo, kęs za kęsem, przed kamerą, w kapciach samych na świat cały nadawać mogłem, ale po czasie znużenie, dość, ile można, ciągłe mityngi, jak w kampanii wyborczej, a tu pach, dziecko drze się jak stare gacie, jeść woła, domaga się natychmiastowej zabawy, zupę czas gotować, podżerać z lodówki, skoro biuro w kuchni, waga, tycie, wyjść nie można, tylko za potrzebą życiową, a przyznam, że nie wiedziałem, że coś, cokolwiek potrzebą życiową być nie może. Cholera, maskę musiałem sobie sprawić na chybcika, bo raz chroni, podał minister, ale raz nie chroni, jak podał ten sam minister, pewnie to zależy od frontów nad Atlantykiem, a może to o Pacyfik jednak chodzi? Trochę się gubię w tej nowej rzeczywistości, przyznam, bo niby jeszcze będzie normalnie, ale ponoć rzeczywistość dobrze znana już nigdy nie wróci, psia mać, więc co? 
Tymczasem fotodokumentacja z życia tuż przed pandemią. Małżonka, żona, choć bez ż to tylko ona, ale jaka ona, ba, wymarzona, na koncert mnie porwała, w ramach prezentu urodzinowego, ahoj życie. Miuosh grał koncerty w ramach trasy koncertowej promującej płytę Powroty". To pierwszy raz, gdy byłem na jego występie i jestem zachwycony, lepszego prezentu mieć nie mogłem, a dziś, gdy wyjście do sklepu to wydarzenie towarzyskie, wyjazd na ten koncert nabiera smaku utraconego raju. Rewelacja, szacun, propsy, dla mnie bomba!!!

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Tatry










W obliczu świata pędzącego ku otchłani stać nas już tylko na ślepy optymizm. Świat zmierza donikąd, ludzkość nie ma właściwego kierunku, wszyscy walczą ze wszystkimi, całość zamknięta w cyklu od chaosu do porządku lub od porządku do chaosu. Cóż zatem począć? Wyłączyć telefon, zaszyć się z dala od cywilizacji, czytać książki lub spoglądać w niebo. Czy to wystarczy? Chaos, który towarzyszy mi na co dzień sprawia, że trudno mi spokojnie pozbierać myśli, skupić się na lekturze jakiejkolwiek książki czy wsłuchać się w rytm obojętnie jakiej muzyki. W dobie tyranii szczęścia, pozytywnego myślenia i rozwoju za wszelką cenę trudno jest mi się odnaleźć z moją paskudnie pesymistyczną postawą życiową. Potrzebuję wakacji. Bardzo długich wakacji wolnych od telefonów, maili, planów, strategii i wszystkich innych spraw, którym nadmierne znaczenie nadają szamani opętani wizją zysku i szelestem mamony. W związku z powyższym spakowałem plecak i uciekłem na kilka dni w góry. To wszystko miało miejsce w lutym, tuż przed wybuchem pandemii z koronawirusem. Opóźnienie w publikowaniu postów ma związek z faktem, że fotografuję analogowym mju, by następnie wywoływać i skanować klisze fotograficzne. Jednak nieuchronnie będę zmierzał do powrotu do cyfry, takie czasy. Na fotografiach dokumentacja z próby wejścia na Bulę pod Bandziochem tuż nad Morskim Okiem w Tatrach. Saluto.

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Dziennik w czasach zarazy

Zaraza, epidemia, plaga, pandemia. Historia ludzkości przepełniona jest opowieściami o potyczkach człowieka z mikrobami. Ba, żadna armia świata nie była nigdy tak potężna jak różne zarazy, z którymi zmagała się ludzkość, i żadna armia świata nie była nigdy tak bezlitosna, jak właśnie wszelkie, występujące po sobie wręcz cyklicznie epidemie, które uparcie dziesiątkowały nasz gatunek. Począwszy od biblijnych plag egipskich wszystkie cywilizacje miały swoje zarazy, zatem wielkiej, atakującej cały świat, biednych i bogatych, małych i dużych, młodych i starych, doczekała się również i nasza. Natura rzuciła hasło sprawdzam.
Biblijne plagi, opisane w Księdze Wyjścia Starego Testamentu, miały skłonić faraona Ramzesa II do wyrażenia zgody, aby Izraelici opuścili Egipt odzyskując tym samym wolność. Czy wydarzyły się naprawdę? Naukowcy twierdzą, że plagi opisane w Biblii miały miejsce i związane są ze zjawiskiem globalnego ocieplenia. Tak, tak, człowiek patroszy Ziemię już od biblijnych czasów, choć wówczas zapewne mniej świadomie. Pozostaje oczywiście pytanie dlaczego wszystkich plag, które spadły na Egipcjan nie doświadczyli również Izraelici, jednak nie czuję się władny choćby próbować szukać odpowiedzi. Tyle. Bizancjum? Jakie skojarzenia nasuwa ta nomenklatura? Czy to jedynie historyczna nazwa Cesarstwa Rzymian czy obecnej stolicy Turcji, Stambułu? Mnie osobiście kojarzy się z nieprzebranym bogactwem, rozpustą i zabawą. Oczywiście jest to wielce niesprawiedliwy osąd na imperium, które przetrwało 11 wieków, było wzorem niezależności i samowystarczalności ekonomicznej na zdecydowanie nieprzychylnym gruncie. Bizancjum przez stulecia stanowiło tamę broniącą Europę od ówczesnych potęg Persów, Arabów czy Turków. Dlaczego zatem upadło? Zaraza, epidemia, plaga, pandemia. Dżuma. Zaraza dżumy przywleczona do Konstantynopola przez szczury na pokładzie statków ze zbożem była przyczyną upadku Cesarstwa Bizantyńskiego. Straty demograficzne w imperium ówczesnego cesarza Justyniana Wielkiego były tak wielkie, że kilkadziesiąt lat później Arabowie z łatwością podbili znaczne obszary cesarstwa. Raptem w ciągu kilku miesięcy zmarło 300 tysięcy ludzi, czyli niemal połowa mieszkańców stolicy imperium. W całym państwie śmiertelność była niewiele niższa, zabijając co czwartego poddanego cesarza. Panujący od 527 roku Justynian rządził imperium twardą ręką, nakładał wysokie podatki, tłumił krwawo antycesarskie powstania, zbudował znaną po dziś dzień świątynię Hagia Sophia i prowadził zwycięskie wojny z najeźdźcami, którymi kolejno byli Persowie, Goci oraz Wandale. Miał wielkie szanse na odbudowę Imperium Romanum w granicach największej świetności. I wówczas właśnie na jego cesarstwo spadła zaraza. Tyle. Mały wielki człowiek Napoleon Bonaparte bez wątpienia był militarnym geniuszem, zatem czym się kierował, gdy podjął decyzję o marszu swej Wielkiej Armii przez bezkresne tereny Rosji w trakcie surowej zimy? Czy zawiódł zmysł militarny czy raczej to była pycha? Czy Napoleon został przez swych doradców wprowadzony w błąd czy wręcz odwrotnie, przeświadczenie o swej wyjątkowości odebrało mu rozum? Wymarsz. Ruszyli. Wielka Armia w 1812 roku przekroczyła Niemen i rozpoczęła pochód w kierunku stolicy Imperium Rosyjskiego. Początek był obiecujący, wygrane wielkie bitwy pod Smoleńskiem i Borodino upewniły Napoleona o fakcie podjęcia właściwej decyzji, jednak wciąż daleko było do rozbicia rosyjskiej armii dowodzonej przez feldmarszałka Michaiła Kutuzowa. Ten cały czas skutecznie wciągał wojska Napoleona w głąb nieprzyjaznych terenów dalekiej Rosji. Sroga rosyjska zima wielokrotnie pokazała, jak bezlitosna jest wobec intruzów, tymczasem w trakcie kampanii Napoleona zyskała nowego sojusznika, zastępy bakterii Shigella, które wywołują dyzenterię. Chyba każdy z nas miał choć raz w życiu biegunkę, nieprawdaż? Dyzenteria szarpie straszliwie jelitami kalecząc je krwawo, nieleczona w krótkim czasie prowadzi do śmierci. W trakcie marszu Napoleona niemal cztery tysiące dzielnych wojaków umierało dziennie na skutek zarażenia czerwonką bakteryjną. Wystarczy wspomnieć, że gdy Napoleon podjął decyzję o odwrocie, Wielka Armia z półmilionowej liczyła już zaledwie 100 tysięcy żołnierzy, z czego odwrót przeżyło jedynie 10 tysięcy, pozostali padli zaatakowani dodatkowo przez tyfus. Zaraza, epidemia, plaga czy pandemia, nieważne. Jednak, największą i najbardziej krwawą jak dotąd epidemią w historii ludzkości była epidemia dżumy w Europie w XIV wieku. Tak zwana Czarna śmierć" spowodowało przedwczesne odejście niemal 30 procent ówczesnych mieszkańców Starego Kontynentu, populacja Europy potrzebowała niemal 150-ciu lat, aby powrócić do stanu sprzed epidemii. Skąd się wzięło ów cholerstwo? Tym razem mikrobem odpowiedzialnym jest bakteria Yersinia pestis, zwana  również pałeczką dżumy. Epidemia dżumy wybuchła prawdopodobnie w Chinach, skąd jedwabnym szlakiem handlowym dotarła na Krym, stamtąd rozprzestrzeniła się na teren basenu Morza Śródziemnego, by następnie roznieść się po całej Europie. Za roznoszenie odpowiedzialne były pchły pasożytujące na szczurach, które zamieszkiwały ówczesne statki handlowe. Epidemie dżumy wygasają zazwyczaj wskutek braku żywiciela, dzięki któremu bakterie je wywołujące mogłyby przetrwać. Niemniej patogeny mogą przeżyć dłużej, co prowadzić może do ponownego wybuchu zarazy. Dżuma nadal jest wśród nas obecna. W 1995 roku odnotowano przypadki w większości zachodnich stanów USA. Czy zatem jest możliwość kolejnego wybuchu epidemii dżumy na świecie? Owszem. Bakteria może mutować i stać się odporna na leki, wówczas to ponownie będzie stanowić śmiertelne zagrożenie dla gatunku ludzkiego. Nie tylko zresztą dżuma, lecz każda nowa lub już znana, choć zmutowana, przez co silniejsza, zaraza może stanowić zagrożenie dla nas wszystkich.
Jak w świetle doświadczeń z historii ludzkości odczytywać znaczenie obecnej globalnej pandemii koronawirusa? Czy jest jedynie chwilowym zagrożeniem, z którym ludzkość sobie poradzi dzięki nowoczesnej medycynie i farmacji? Czy, jak w przeszłości wielokrotnie bywało, będzie okazją do społecznej kontroli i segregacji w imię obrony gatunku ludzkiego? Zarazy, epidemie, plagi i pandemie mają wspólną cechę z tyranią, atakują bowiem znienacka, gdy czujność gatunku ludzkiego jest uśpiona pozornym błogostanem. Saluto.