poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Tatry










W obliczu świata pędzącego ku otchłani stać nas już tylko na ślepy optymizm. Świat zmierza donikąd, ludzkość nie ma właściwego kierunku, wszyscy walczą ze wszystkimi, całość zamknięta w cyklu od chaosu do porządku lub od porządku do chaosu. Cóż zatem począć? Wyłączyć telefon, zaszyć się z dala od cywilizacji, czytać książki lub spoglądać w niebo. Czy to wystarczy? Chaos, który towarzyszy mi na co dzień sprawia, że trudno mi spokojnie pozbierać myśli, skupić się na lekturze jakiejkolwiek książki czy wsłuchać się w rytm obojętnie jakiej muzyki. W dobie tyranii szczęścia, pozytywnego myślenia i rozwoju za wszelką cenę trudno jest mi się odnaleźć z moją paskudnie pesymistyczną postawą życiową. Potrzebuję wakacji. Bardzo długich wakacji wolnych od telefonów, maili, planów, strategii i wszystkich innych spraw, którym nadmierne znaczenie nadają szamani opętani wizją zysku i szelestem mamony. W związku z powyższym spakowałem plecak i uciekłem na kilka dni w góry. To wszystko miało miejsce w lutym, tuż przed wybuchem pandemii z koronawirusem. Opóźnienie w publikowaniu postów ma związek z faktem, że fotografuję analogowym mju, by następnie wywoływać i skanować klisze fotograficzne. Jednak nieuchronnie będę zmierzał do powrotu do cyfry, takie czasy. Na fotografiach dokumentacja z próby wejścia na Bulę pod Bandziochem tuż nad Morskim Okiem w Tatrach. Saluto.