poniedziałek, 31 października 2016

Toronto








Każdy z nas ma swoje miejsce na Ziemi, które czule nazywa domem. Takim miejscem dla nas, Mojej Dziewczyny i dla mnie, jest Kanada. Pomieszkiwaliśmy tam na tyle, by obdarzyć ten kraj uczuciem i dzisiaj tęsknym wzrokiem wypatrujemy okazji, by ponownie tam zamieszkać. Trudno mi wyjaśnić miłość do tego miejsca, do tego kraju, do ludzi tam żyjących. Większość zapewne spotkała się z opisem kanadyjskiego kraju, jako zapyziałej prowincji Ameryki, jej gorszego kuzyna, ojczyzny hokeja i syropu klonowego, miejsca, gdzie żyją nad wyraz uprzejmi ludzie, ubrani we flanelowe, kraciaste koszule, brodaci w wielkich czapach, niemal frajerzy, co wiecznie przepraszają. Krainy, gdzie dobrze żyje się jedynie zwierzętom, bo większość tego państwa to dzikie ostępy tajgi pokryte śniegiem i lodem. Czy powyższy opis jest zgodny z moimi poglądami i co ważniejsze, doświadczeniami? Tak, przyznam, że tak i właśnie dlatego, z tych prozaicznych powodów, chciałbym aby w takim kraju, jakim jest Kanada, dorastała moja córka. Po to, by uczyła się żyć w wielokulturowym społeczeństwie, gdzie tolerancja nie jest pustym sloganem wyborczym, lecz faktem wcielonym w życie. Czy jest możliwość porównać Polskę i Kanadę? A czy możliwe jest porównanie obecnego premiera Polski z obecnym premierem Kanady? Nie sądzę. Widzicie różnice? To rozumiecie moją motywację.
Na fotografiach dokumentacja z krótkiego pobytu w Toronto. Nazwa miasta pochodzi z języka Indian z plemienia Huron. Oznacza miejsce spotkań". Przez obecne tereny miasta prowadził szlak, którym wędrowały indiańskie plemiona, a następnie pierwsi kolonizatorzy. Pierwszym Europejczykiem, który przebył ten szlak, był francuski podróżnik Etienne Brule. Miało to miejsce w 1615 roku. Szlak ten, po założeniu przez Francuzów pierwszych kolonii w Kanadzie, odgrywał ważną rolę handlową. Dzisiaj, 400 lat po tym, jak szlak przebył Etienne Brule, przybywam tu sam, także z misją handlową. Brule, mimo początkowych sukcesów w handlu z Indianami z plemiona Huron, skończył tragicznie. Muszę brać to pod uwagę i mieć się na baczności. Saluto.

poniedziałek, 10 października 2016

Backstage










W pogoni za lepszej jakości życiem utraciliśmy czujność i naiwnie podążamy za hasłami, które serwują nam cwaniaczki od marketingu. Uwierzyliśmy, że lepiej mieć aniżeli być. Więc gromadzimy, gromadzimy i gromadzimy. I stale nam mało. Tylko po co to wszystko? Choćby kwestia posiadania auta. Przez 85 procent czasu samochody stoją zaparkowane na parkingu, więc po jaką cholerę wypruwać sobie flaki, by posiadać nowy model? W reklamach widzisz nawiązanie do wolności i podróż w nieznane, a faktyczna radocha z posiadania wypasionej bryki to moment, gdy podjeżdżasz autem pod zakład pracy i widzisz zazdrosne spojrzenia kolegów. Jednak, jak to zazwyczaj bywa, ta radość trwa krótko, bo za chwilę któryś z kumpli kupi coś lepszego i euforia mija. Albo inny przykład, czyli krzykliwe hasła o byciu zdrowym i wysportowanym. Uwierzyliśmy, ponownie naiwnie, że jak będziemy katować się na siłowni i gnębić dietą to zdrowie będzie nam pisane niemal automatycznie. Nic bardziej mylnego. Owszem, dobrze jest dbać o kondycję i nie pakować śmieciowego żarcia do żołądka, co sam zresztą staram się czynić, ale nic nie gwarantuje nam, że to jedyny sposób na długowieczność. Ba, byli tacy, którzy robiąc całkiem na przekór żyli długo i szczęśliwie. Taki Winston Churchill na przykład. Najwybitniejszy Brytyjczyk wszech czasów znany był ze swej miłości do whisky i cygar, a ulubioną aktywnością były wielogodzinne maratony debat na tematy polityczne. W dobrym zdrowiu dożył 90-tki, a jedyną dolegliwością z którą się zmagał przez całe życie była depresja. Co ponadto? Jako zadeklarowany malkontent mógłbym tak narzekać bez przerwy, więc może zakończę tę tyradę apelem, byśmy nie wierzyli we wszystko, co jest krzykliwym hasłem, a zaufali swojemu własnemu rozsądkowi. I nadal powinniśmy gromadzić, ale przeżycia i wspomnienia. Powyższy tekst zainspirowany został szkoleniem, które musiałem odbyć w zakładzie pracy, podczas którego to kolejny konsultant-coach-czy cholera wie kto tam jeszcze, głosił prawdy objawione ku chwale nieustannego rozwoju. 
Na fotografiach dokumentacja ostatnich tygodni. Trochę pracuję, trochę odpoczywam, trochę czytam, trochę się bawię. Mam oczywiście małe opóźnienie w publikowaniu postów na blogu, jednak sukcesywnie będę zamieszczał tutaj nowe wpisy. Kilka negatywów z ostatnich podróży służbowych czeka na skanowanie, sam jestem ciekaw czy są tam dobre kadry. Saluto.