poniedziałek, 5 grudnia 2011

Go Canucks Go


Trzy lotniska. Dwa samoloty. Ponad dwanaście godzin lotu łącznie. Trzy sztuczne posiłki. Jeden kurs taksówką po mieście i jeden hostel na Hastings. Dwie wizyty w urzędzie imigracyjnym. Jeden nowy numer telefonu. Kilku nowych, interesujących znajomych. Jeden wynajęty pokój w Collingwood. To najważniejsze wyliczenia z ostatnich dni. Czy czegoś aby nie pominąłem? Zapewne tak. Pozdrowienia z Vancouver. To ponoć jedno z najlepszych miejsc do życia na świecie. Dam znać, czy jest tak faktycznie.