Ryszard
Kapuściński jeździł po Afryce, Ameryce Łacińskiej i Bliskim Wschodzie,
natomiast Lucjan Wolanowski wędrował w dalekim rejonie Australii,
Oceanii i Dalekiego Wschodu. Obaj opisywali swe doświadczenia,
obserwacje i wnioski. Obaj byli „świadkami
historii". Kapuścińskiego znają wszyscy, Wolanowskiego niekoniecznie. A
szkoda. Lucjan Wolanowski podróżował do miejsc o których nie śniło się
mu ówczesnym. I swe relacje przelewał na papier, początkowo jako
reporter magazynów „Świat" i „Dookoła
Świata", a następnie jako autor poczytnych książek podróżniczych. W
latach 60-tych zeszłego wieku odbył wiele podróży dookoła świata, był
stałym korespondentem i autorem reportaży o zwalczaniu chorób
tropikalnych i handlu między innymi w Australii, na Filipinach, w
Tajlandii, Hongkongu, Sarawaku, Sabah i Brunei. Odbywał swe podróże w
czasach, gdy dla większości Polaków uzyskanie paszportu było nie lada
wyzwaniem. Książka „Ocean
nie bardzo spokojny" to zapis z podróży w rejon Pacyfiku. Miejsca takie
jak Bora Bora, Fidżi, Nowa Kaledonia, Tahiti, ale także Nowa Zelandia,
Singapur czy Hongkong to również dziś marzenie niejednego powsinogi.
Także autora tego bloga. „Ocean
nie bardzo spokojny" to kolejna książka Wolanowskiego, którą kupiłem w
antykwariacie za parę złotych. Polecam bardzo. Fajny styl pisania, luz, a
nawet lekka naiwność w odkrywaniu i opisywaniu świata to najbardziej
pożądane cechy tego gatunku literatury. Szczególnie w dzisiejszych
czasach takie książki to rarytas, gdy współcześni pisarze i podróżnicy, z
wielką powagą opisują swoje przysłowiowe przygody gdzieś na krańcach
świata. Tylko po co i dla kogo? Wystarczy chwilę poklikać, by stać się
posiadaczem biletu lotniczego i w kilka może kilkanaście godzin samemu
doświadczyć, co mają do zaoferowania przysłowiowe „tropiki". Świat się skurczył. Także tym bardziej polecam książki Lucjana Wolanowskiego. To fajna literatura. Saluto.