poniedziałek, 16 stycznia 2017

Wszyscy chodzimy po ruchomych piaskach

Szlag trafił 2016, mamy 2017. To będzie dziwny rok, jestem przekonany. I trochę boję się wieszczyć przyszłość, bo dokładnie rok temu, niczym Kasandra, w pierwszym wpisie na tymże blogu zatytułowanym Kalendarz bez noworocznych postanowień" tak uczyniłem, i ku memu niewielkiemu zaskoczeniu, to złe, co przewidziałem, miało miejsce. Złe, czyli Brexit i Donald Trump. Wielokrotnie pisałem o tym i nadal uważam, że wszelkie wydarzenia lub postacie, które nakręcają spiralę podziałów zamiast dążyć do wspólnoty, są wstępem do katastrofy. Co jest smutne w tym wszystkim? Fakt, że przegranymi zostaniemy my wszyscy, jednak największe konsekwencje poniesiemy nie my, lecz nasze dzieci, czyli następne pokolenia. A może, oby tak było, się mylę?
Brexit, a jednak. Brytyjskie referendum na temat pozostania w Unii Europejskiej obnażyło kruchą fasadę, jaka kryje się za projektem Wspólnoty w Europie. Fundamenty wydawały się solidne, pamięć dwóch wojen światowych i tragicznych skutków, które za sobą pociągnęły, miała scementować narody europejskie w jeden związek, który winien zapewnić bezpieczeństwo, rozwój gospodarczy i równość społeczną wszystkim członkom bez wyjątku. Upadek komunizmu w 1989 roku dał wyraźny impuls integracji europejskiej i zielone światło dla państw, takich jak Polska, pozostających dotychczas w zależności od Związku Radzieckiego. Jednak coś się w maszynie zacięło. Po ponad dwóch dekadach rozwoju i integracji pociąg pędzący z nami wszystkimi, jako pasażerami, wypadł z torów. Dwa kryzysy, gospodarczy z 2008 roku, i imigracyjny z 2015, podkopały wiarę w sens integracji europejskiej. Kryzys gospodarczy z 2008 roku obnażył jak bezbronne mogą być państwa i społeczeństwa wobec kaprysów rynku finansowego, a raczej chciwości bandy gości, którzy nim zarządzają. Chciwość jest dobra" - jak twierdził Gordon Gekko, bohater filmu Oliviera Stone'a. To hasło niewiele utraciło na swej aktualności, choć od premiery filmu minęło dokładnie trzydzieści lat. Z kolei kryzys imigracyjny ujawnił drzemiące w społeczeństwie katalogi skrywanych uczuć, takich jak panika, lęk, zachłanność, plemienna nienawiść, zazdrość i oczywiście egoizm. Zwykłe ludzkie resentymenty, jak nazwał je wieki temu Spinoza, które sprawiają, że jeden ten sam człowiek może być na przemian zły i dobry. Pieprzyć to co wspólne, głosujmy na tych, co wskazują winnych naszych niepowodzeń. Brytyjczycy, głosując za Brexitem, ukazali skrywane w sobie lęki przed integracją i marzenia o powrocie do czasów brytyjskiego imperializmu.  
Tyle Brytania, a co z Ameryką? Dlaczego społeczeństwo, który wyrosło na fundamentach wolności i swobód obywatelskich, wybiera na prezydenta gościa, który jawnie nawołuje do ksenofobii, rasizmu i podziałów społecznych? Prognoza dla Ameryki? Było jak było, będzie gorzej. Pomysły, które na swoją prezydenturę przedstawiał Donald Trump w trakcie kampanii wyborczej nie napawają optymizmem. Rasizm? W trakcie kampanii amerykański miliarder stanowczo twierdził, że należy deportować, i on to uczyni jak wygra urząd, miliony Latynosów z terenu USA. Otwarcie manifestował swoją niechęć do ruchu Black Lives Matter, który powstał w odpowiedzi na bezkarność systemu sprawiedliwości wobec przemocy policji w stosunku do Afroamerykanów. Tyle w kampanii. Obecnie, już jako prezydent, Trump chce przeprowadzić militaryzację policji i innych służb, a także poszerzyć jej prawną autonomię. Skutkiem tych działań będzie bezsprzecznie eskalacja napięcia, a niepokoje społeczne wskutek brutalności policji będą wybuchać częściej i na znacznie większą skalę. Podziały społeczne? Paradoksalnie nowy prezydent swój urząd zdobył dzięki poparciu wyborców ze zubożałych stanów poprzemysłowych, w obszarze nazywanym pasem rdzy". To w tych regionach, w Ohio, Michigan, Iowa, Pensylwanii i Minnesocie, Trump znalazł największe poparcie. Pojechał tam i obiecał, że da robotę i znowu będzie wspaniale". Clinton nie zdobyła się na podróż w te rejony i przegrała. Dzisiaj obecny prezydent USA nie musi już udawać, dlatego szefem Narodowej Rady Ekonomicznej mianował Gary'ego Cohna, byłego prezesa banku Goldman Sachs, a na głównodowodzącego Departamentem Pracy wybrał Andy'ego Puzdera, byłego prezesa CKE Restaurants, giganta z branży restauracyjnej. Obydwaj panowie są znani jako zagorzali przeciwnicy podwyższania płacy minimalnej, wrogowie związków zawodowych a jednocześnie zwolennicy ulg podatkowych dla najbogatszych i korporacji. Robota być może wróci do pasa rdzy", ale za groszowe stawki i bez żadnych osłon socjalnych, więc nic nie wskazuje na to, aby ponownie mogło być wspaniale. Trump a ład światowy? Od czasów Ronalda Reagana wszystkie administracje Białego Domu dążyły do redukcji arsenału broni jądrowej, zarówno u siebie, jak i na świecie, co miało zwiększyć ogólnoświatowe bezpieczeństwo. Teraz na czele największej militarnej potęgi stanął gość, który przy użyciu Twittera ogłasza, że Stany Zjednoczone muszą znacznie powiększyć swój arsenał jądrowy do czasu, aż reszta świata w sprawie atomu okaże rozsądek". Pomijając absurd i sprzeczność w tej wypowiedzi, facet ogłasza wszem i wobec, że czas się zbroić. Mało tego, twierdzi, że NATO, organizacja której USA są filarem, jest przestarzała, a Stany Zjednoczone powinny zawrzeć sojusz z Rosją. W historii świata wiele było sojuszy wielkich potęg i wszystkie takie działania sprowadzały się, prędzej lub później, do konfliktu o zasięgu światowym. 
Szlag trafił 2016, mamy 2017. Jednak wydarzenia poprzedniego roku, czyli Brexit i Donald Trump, będą motorem napędowym wydarzeń na świecie. To wiatr w żagle dla wszelkiej maści nacjonalistów, którzy będą nawoływać do rozłamu w imię obrony domniemanej suwerenności. Smutną prawdą jest fakt, że Zachód sam skazuje się na porażkę. My wszyscy skazujemy się na porażkę. Nikt nie chciał ograniczać nierówności, każdy biegł w imię hasła rzuconego przez Gordona Gekko. Nacjonaliści, tacy jak Trump czy zwolennicy Brexitu, nie oferują rozwiązań, oni jedynie wskazali winnych, bo doskonale wyczuwają nastroje społeczne. Chcą odejść od wspólnoty, bo interesuje ich władza absolutna, której nie można sprawować będąc we jakiejkolwiek unii, układzie czy porozumieniu. Thomas Piketty w swojej książce Kapitał w XXI wieku" wskazywał jednoznacznie, że jedynie wielkie katastrofy, takie jak wojny światowe, ograniczały nierówności w historii świata. Kto wie jak będzie wyglądał świat za kilka lat? Obyśmy nie przekonali się boleśnie, że dobrze faktycznie już było. Wszyscy chodzimy po ruchomych piaskach" - jak zwykł mawiać Zygmunt Bauman.