Żywot
pracownika, czyli dni zamknięte w arkuszu excela i rozkoszny (niech to
szlag) obowiązek pracy. Świat zwariował, jak wielokrotnie pisałem,
wszystko asap, na wczoraj, przed deadline'em. Refleksja zbędna, na co to
komu. Kamieniołomy. Dni, godziny, minuty, sekundy. Tydzień za
tygodniem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem. Bezpowrotnie utracona
piękna część życia. Co z tym począć? Dokąd uciec? Gdzie się schować? Czy
jest jakaś alternatywa? Czytam o milionerach od totolotka. Ponoć większość przehulała wygrany majątek w imponująco krótkim czasie. Czytam o milionerach od ciężkiej roboty. Ponoć większość
przehulała życie w pogoni za mamoną. Cóż zatem czynić? Jest weekend, czas dla bliskich i dla samego siebie. Muzyka na full i tańczmy pogo. Saluto.