poniedziałek, 28 października 2019

Tatry










W obliczu świata pędzącego ku otchłani stać nas już tylko na ślepy optymizm. Świat zmierza donikąd, ludzkość nie ma właściwego kierunku, wszyscy walczą ze wszystkimi, całość zamknięta w cyklu od chaosu do porządku lub od porządku do chaosu. Cóż zatem począć? Wyłączyć telefon, zaszyć się z dala od cywilizacji, czytać książki lub spoglądać w niebo. Czy to wystarczy? Chaos, który towarzyszy mi na co dzień sprawia, że trudno mi spokojnie pozbierać myśli, skupić się na lekturze jakiejkolwiek książki czy wsłuchać się w rytm obojętnie jakiej muzyki. W dobie tyranii szczęścia, pozytywnego myślenia i rozwoju za wszelką cenę trudno jest mi się odnaleźć z moją paskudnie pesymistyczną postawą życiową. Potrzebuję wakacji. Bardzo długich wakacji wolnych od telefonów, maili, planów, strategii i wszystkich innych spraw, którym nadmierne znaczenie nadają szamani opętani wizją zysku i szelestem mamony. W związku z powyższym spakowałem plecak i uciekłem na kilka dni w góry. Byłem na Podhalu.
Góry to potęga natury. Uczą pokory. Dlatego wciąż zadziwia mnie ilość wiadomości odnośnie ofiar wypadków śmiertelnych w górach, choćby w samych Tatrach. Czy to głupota, nadmierna wiara w swoje możliwości czy zrządzenie losu? W góry wysokie jedynie z przewodnikiem, tak uważam. Od pół wieku standardy przewodnictwa wysokogórskiego wyznacza IVBV, czyli Międzynarodowa Unia Związków Przewodników Górskich. Standard oznacza, że w niemal trzydziestu krajach świata przewodnicy szkoleni są według tych samych zasad. Aby trafić na listę kandydatów do IVBV, trzeba być doskonałym wspinaczem, mieć za sobą trudne drogi w warunkach letnich i zimowych, doskonale jeździć na nartach, posiadać wiedzę i praktykę z ratownictwa medycznego, o umiejętnościach asekuracji nie wspominając. Aby zdobyć licencję, kandydatów czeka kilka lat kursów, wyjazdów, treningów i oczywiście egzaminów. Blacha IVBV jest potwierdzeniem górskiego zawodowstwa. W Polsce odznakę IVBV ma zaledwie kilkadziesiąt osób. W góry wysokie jedynie z przewodnikiem, tak uważam. Wchodząc na Mnicha korzystałem z pomocy i opieki Rafała Miklera, przewodnika IVBV i ratownika TOPR. W góry wysokie z przewodnikiem, tak uważam, po to, aby wrócić bezpiecznie i by wyjście było jak najdalej od pospolitej amatorszczyzny, która może zniechęcić do gór. Saluto.