niedziela, 10 sierpnia 2014

W krwiobiegu wielomilionowej metropolii

Gdzie jest centrum Londynu do cholery? Jakiś punkt na mapie miasta do którego mógłbym się odnieść? Rozpocząć lub zakończyć dzień? Czy taki punkt to zatłoczona Oxford Street, gdzie każdego dnia miliony klientów nabywają od milionów sprzedawców miliony dóbr za kwoty przekraczające łącznie miliony funtów? A może centrum to City, gdzie sklonowana armia białych kołnierzyków maszeruje rytmicznie do taktu zegarów giełdy? Czym zatem dla brytyjskiej stolicy będzie Trafalgar Square? Jedynie placem miejskim z pomnikami zasłużonych Brytyjczyków? Cały świat zna Piccadilly Circus, więc może to jest punkt centralny Londynu? A może powinienem się odnieść do miejsc, wzdłuż których przepływa Tamiza? Ktoś zauważy, że wszystkie miejsca, które wymieniłem, są jedynie atrakcją dla turystów, serce prawdziwego Londynu być może jest w innym miejscu. Więc ponownie zapytam, gdzie to centrum? Nawet gdybym zrobił spis niemal wszystkich dzielnic, to i tak nie miałbym pewności, czy nie pojawiłby się ktoś, kto by twierdził, że centrum Londynu jest w innym miejscu. Wszystko to przez ogrom brytyjskiej stolicy, bezmiar miasta, który może wywoływać lęk i niepewność, nawet wśród samych mieszkańców. Peter Ackroyd, autor książki Londyn. Biografia", twierdzi, że żyć w Londynie, to jakby poznać granice ludzkiego istnienia. W mieście, w którym wszystko jest kolosalne, zwykłe ludzkie istnienie wydaje się być nieciekawe i nieważne, a sami mieszkańcy przypominają widma, które jedynie przemieszczają się po ulicach. Jest w tym sporo prawdy. Jedną z charakterystycznych cech mieszkańców Londynu jest wyraz zmęczenia na twarzy, gdyż faktyczne, codzienne poruszanie się po mieście, jest zajęciem wyczerpującym. Nie wyobrażam sobie nawet, jak wyglądałoby życie mieszkańców takich metropolii jak Londyn właśnie, gdyby nie istniał transport publiczny, który jest niczym układ krwionośny, bez którego życie by zanikło. Dotyczy to każdej wielomilionowej metropolii na świecie. 
          

W XIX wieku Londyn przeżywał niebywały rozkwit. Rozwój miasta odbywał się tak szybko, że w pewnym momencie nie było możliwości, by przejść je całe na piechotę. Przełomem okazało się powstanie kolei. Pierwszy dworzec, Euston, uroczyście otwarto w 1837 roku. Krótko po tym powstały kolejne stacje, takie jak Waterloo, King's Cross, Victoria czy Paddington. W latach 1852 - 1877 powstała sieć kolejowa, która oplotła cały Londyn. Dzisiaj, 150 lat później, sieć kolejowa brytyjskiej stolicy wciąż jest w użytku. W czasie, gdy je budowano, dworce kolejowe stały się pałacami wiktoriańskiej wynalazczości i pomysłowości, wzniesione przez społeczeństwo trawione obsesją prędkości i ruchu. Londyn był wówczas centralnym miastem kraju, a także jednym z najważniejszych punktów na mapie handlowej świata. Gdy w 1838 roku brytyjski malarz William Powell Frith wystawił swój obraz The Railway Station", przedstawiający dworzec Paddington, dzieło trzeba było chronić przed naporem entuzjastycznego tłumu. Obraz przedstawia masy podróżnych na dworcu kolejowym, co doskonale oddaje ogrom kolejowego szaleństwa. Do 1849 roku parlament brytyjski wydał zgodę na budowę 1071 odcinków kolejowych, zdecydowana większość w samym Londynie. Rozwój kolei miał ogromny wpływ na wizerunek brytyjskiej stolicy, by mogły powstawać trasy kolejowe wyburzono tysiące domów, wysiedlając przy tym ponad 100 tysięcy osób, jednocześnie nastąpił rozkwit przedmieść, takich jak Kilburn, Willesden czy Fulham, gdzie mogli zamieszkać ci, którzy dawniej mieliby zbyt daleko do pracy. Oczywiście koleje nie były jedyną formą transportu publicznego. Również intensywnie rozwijał się transport uliczny, po ulicach przemieszczały się omnibusy, tramwaje, samochody, furmanki i dorożki. Obserwując londyńskie ulice można było odnieść wrażenie, że wszystkie te pojazdy płyną ulicami miasta w jakieś symbiozie. Jednak żaden opis transportu publicznego w Londynie nie byłby pełny bez opisu kolei podziemnej, czyli metra.
Idea podziemnego transportu pojawiła się w połowie XIX wieku, jednak początkowo budziła wiele zastrzeżeń. Obawy dotyczyły przede wszystkim bezpieczeństwa, i to zarówno na powierzchni, jak i pod ulicami brytyjskiej stolicy. Jednak w 1860 roku projekt metra został ostatecznie zatwierdzony. Pierwszy odcinek został wybudowany na trasie Paddington - Farrington. Był to wielki triumf wiktoriańskiej energii, przedsiębiorczości i pomysłowości. W dniu otwarcia pierwszego odcinka, na stacji Ferrington, pojawiły się tłumy londyńczyków, kobiety ubrane w balowe suknie, mężczyźni radośnie wymachiwali cylindrami. Widok wagonów kolejowych znikających pod ziemią budził w ówczesnych czasach prawdziwą sensację. Na przełomie XIX i XX wieku powstał kształt sieci metra, którą znamy obecnie. Sukcesywnie powstawały kolejne linie metra, a pod ulicami Londynu powstały labirynty, którymi każdego dnia przemieszczało się miliony londyńczyków. I tak jest obecnie. Pierwsze odcinki budowano metodą wykopu i przykrycia, dopiero w 1890 roku zdecydowano się na wiercenie tuneli, dzięki czemu metro zasłużyło sobie na nazwę the tube", jak w języku potocznym nazywa się londyńską kolej podziemną po dziś dzień.
Jak istotny dla metropolii takiej, jak Londyn, jest transport publiczny, miałem okazję przekonać się podczas strajku generalnego pracowników metra. Czas podróży z domu do pracy, z Dollis Hill do Oxford Circus, zwiększył się z jednej godziny do niemal czterech. Tyle samo wynosił czas podróży powrotnej. Wówczas to, po raz kolejny, zamarzyłem o życiu na wsi, z dala od zgiełku wielkiej metropolii. Chyba się starzeję. Saluto.