niedziela, 28 grudnia 2014

Próżniak w krainie korporacji

Koniec roku to zazwyczaj czas podsumowań. Cholernie tego nie lubię. Gdy rozchodzi się o podsumowanie czegoś tak niematerialnego jak okres czasu, przyjmuje to formę zawieszenia pomiędzy przeszłością (i jej oceną, która nie ma żadnego znaczenia, bo przecież przeszłości nie można zmienić) a przyszłością (tu w grę wchodzą lęki i obawy, czy owa przyszłość będzie taka, jak sami, bądź co gorsze, ktoś bliski chce by była). W tym cholernym równaniu brakuje jednej zmiennej. Jakiej? Teraźniejszości. Allan Watts, brytyjski filozof, zwrócił uwagę, że ciągła krzątanina człowieka aby wyciągnąć wnioski z przeszłości, by lepiej zaplanować przyszłość, jest tym co zazwyczaj odrywa nas od działania, które powinno mieć miejsce tu i teraz. Można spędzić setki minut, godzin, dni, tygodni czy wręcz miesięcy na analizowaniu przeszłości, jednak bez skupienia na tym, co w chwili obecnej, na nic się zdadzą wszelkie postanowienia i plany na przyszłość. Proste? Proste. Tak się przynajmniej wydaje.
Koniec roku to czas podsumowań. Otrzymałem grzeczny mejl z podziękowaniem za trud w miejscu pracy, w załączniku znalazłem statystyki dotyczące mych pierwszych miesięcy w korporacji. W przepastnej tabeli excela podsumowane zostały moje dokonania. Uwagę mą przykuło jedno równanie, mianowicie czas, który spędzam w biurowcu, średnia godzin w tygodniu podczas których oddaję się rozkosznemu obowiązkowi pracy. Zapewne nie jest to wielki wyczyn. Zapewne jest wielu, którzy biją te wyniki. I zapewne są z tego dumni. Cieszę się ich szczęściem, a me serce wypełnia duma, że dzięki mnie mogą pobijać stare i ustalać nowe rekordy. Jednak ja zapłakałem nad swym losem rzewnymi łzami, gdy uświadomiłem sobie ile pięknych chwil umknęło mi bezpowrotnie w biurowych czeluściach. Czy więc jestem próżniakiem, który nade wszystko ceni sobie nicnierobienie, zamiast w pocie czoła wykuwać świetlaną przyszłość w gospodarce wolnorynkowej? Nie, z tym ostatnim stanowczo się nie zgadzam. Ja po prostu wierzyłem, że Keynes miał rację, a jego przepowiednia się spełni. 
W 1928 roku, w trakcie wykładu dla studentów Uniwersytetu Cambridge, John Maynard Keynes przekonywał, że w niespełna 100 lat produktywność wzrośnie na tyle, w dobie rozwoju technologii, że nie będzie potrzeby pracować więcej niż 15 godzin w tygodniu". Keynes nie pomylił się w swych prognozach dotyczących wzrostu PKB, jednak sromotnie przestrzelił w rachowaniu czasu pracy, który odwrotnie niż w przewidywaniach ekonomisty z Cambridge, stale wzrasta. O ile w XIX wieku amerykańscy bogacze, opisywani przez socjologa Thorsteina Veblena w książce Teoria klasy próżniaczej", zajmowali się ostentacyjnym próżnowaniem, by pokazać swój status, tak dziś praca, a co za tym idzie permanentny brak czasu, stały się oznaką pozycji społecznej i prestiżu. Nicnierobienie jest jednoznacznie kojarzone z porażką. Czy to właściwe podejście?
Zakładasz biznes, musisz zatrudnić ludzi do pracy a chcesz szybko osiągnąć sukces? Zatrudnij lenia, który ma pasję związaną z czymkolwiek, której oddaje się bez reszty. Taki leń będzie szybko i twórczo wykonywał powierzone mu obowiązki, by szybko i twórczo powrócić do swoich ulubionych zajęć, choćby polegały one właśnie na nicnierobieniu. To oczywiście niezwykle trudne zadanie, znaleźć człowieka tego typu, gra wręcz ryzykowna, bo przecież nie chcesz, by pracownik był produktywny jedynie, gdy jest pod kontrolą. Jednak gdy uda się znaleźć takowego, nie będziesz musiał marnować czasu na kontrolowanie przebiegu pracy, skupisz się na planowaniu podboju rynku w niszy biznesowej, którą sobie obrałeś. Zatrudnienie lenia to ryzyko? Biznes to gra oparta na ryzyku właśnie. Powtarzam zatem, że niezwykle istotne jest, by pracownik - leń miał pasję, której będzie oddawał się bez reszty, to gwarantuje, że pracował będzie szybko, twórczo i sprawnie, by powrócić do swoich ulubionych zajęć.
Koniec roku to czas podsumowań. Cholernie tego nie lubię. Dla mnie to był paskudny rok. Tymczasem wpis powyższy zainspirowany był stertą gazet, które przeczytałem w okresie świątecznym, leżąc w łóżku, z temperaturą i katarem. Dzisiaj czuję się już trochę lepiej. Jutro idę do roboty i nawet się cieszę. Wolę to cholerstwo od grypy. Wszystkiego najlepszego w 2015 roku. Saluto.